#6 Domowe piekło czas zacząć!
Tytuł: Sierota
Tytuł oryginału: Orphan
Gatunek: Thriller/ Horror
Produkcja: Francja, Kanada, Niemcy, USA
Premiera:
21 lipca 2009 (świat)
Reżyseria: Jaume Collet-Serra
Scenariusz: David Johnson
Czas: 123 min
„Młode małżeństwo przeżywa dramat po
stracie nienarodzonego dziecka. Chcąc przywrócić życiu namiastkę normalności,
decydują się na adopcję. W pobliskim sierocińcu zaprzyjaźniają się z
dziewięcioletnią Ester (Isabelle
Fuhrman). Jej pojawienie się daje początek niecodziennym zdarzeniom. Kate (Vera
Farmiga) odkrywa niebezpieczeństwo i usiłuje zwrócić na nie uwagę innym.
Niestety jej ostrzeżenia zostają wysłuchane w momencie, gdy dla wszystkich jest
już za późno… Dziewięcioletnia Esther zmienia życie Kate i Johna (Peter Sarsgaard), w koszmar.”
I znów witam was na
recenzji filmu z pakietu „Dzień zaczęty od horroru jest najlepszy!”. Ale zaraz, chwila, stop! Tytułowa „Sierota”
NIE JEST HORROREM. Nie wiem dlaczego twórcy dzisiejszych filmów na siłę wpisują
swoje „dzieła” w nie te gatunki co trzeba (a może to recenzenci?). Chcą nas
zaciekawić? Być może. W każdym razie informuję was moi wierni czytelnicy, że
film w żadnym wypadku horrorem owym nie jest, a jedynie słabym bądź też mocnym
(zależy czyją opinię czytacie) thrillerem, który jednak do samego końca trzyma
w napięciu. Więc jeśli ktoś pragnie się śmiertelnie przerazić, to nie jest to
odpowiednia dla niego pozycja.
Film zaczyna się dość
nietypowo, muszę przyznać. Aczkolwiek ta odrobina groteski przyprawiła mnie o
dość dziwną minę. Po wejściu z grubej rury atmosfera nieco się uspokaja.
Widzimy jak Esther zadomawia się u państwa Colemanów, co spotyka się z entuzjastycznym
nastawieniem najmłodszej córki - Max (Aryana Engineer), oraz ewentualnym
rozczarowaniem syna – Daniela
(Jimmy Bennett).
Jak widać scenariusz
nie grzeszy oryginalnością. Można by więc rzec, że obietnice dane nam na samym
początku nie zostały w większym stopniu zrealizowane. W filmie został
wykorzystany sztampowy motyw tzw. „złego dziecka”, co mogliśmy już wielokrotnie
zaobserwować w wielu innych produkcjach filmowych czy dziełach literackich. Nie
dziwi to jednak za bardzo, ponieważ połączenie wrodzonej dziecięcej dobroci i
niewinności, z kontrastującym złem, wydaje się samo w sobie dość przerażającym
pomysłem. Reżyser Jaume Collet-Serra („Dom woskowych ciał”) wraz z Davidem
Jahnsonem chyba uznali, że owy motyw wystarczy, aby film mógł być uznany za
dobry horror. Nie muszę chyba pisać, że mocno się pomylili?
Co jest według mnie
największą wadą filmu? Właśnie scenariusz, który (w zależności od momentu)
traktuje, mniej lub bardziej, widza jak półgłówka. Wraz z kolejnymi scenami, zaprezentowany
w nich absurd i całkowity brak logiki rozkładają cały film. Przykład? Proszę
bardzo: *UWAGA SPOILER!* Kiedy policja znajduje niedaleko domu Colemanów
zmasakrowane zwłoki pracującej w sierocińcu, siostry Abigail (CCH Pounder), nie
kwapi się nawet, aby przesłuchać rodzinę czy chociażby przeszukać ich dom w
poszukiwaniu potencjalnych narzędzi zbrodni, mimo iż, jak można by było
przypuszczać, wie, że tuż po wyjściu z domu Kate i Johna, została ona
zamordowana. *KONIEC SPOILERA!* Wzbudziło to moją irytację, ale rozumiem, że na
potrzeby fabuły, która przecież musi trwać dalej (!), takie zachowania policji
zostały wykluczone. Mogłyby bowiem doprowadzić do wykrycia sprawcy, a to nie
współgra z „logicznością” scenariusza. Wątek policji ogranicza się więc jedynie
do pokazania się kilku światełek i trach! Urywa się, nigdy więcej nie
występując. Tego typu „popychaczy” jest dużo więcej, a wyżej wymieniony jest
chyba najmniejszym z nich.
O ile takie „szwanki
fabularne” można jakoś przełknąć, o tyle głupota bohaterów jest wręcz nie do
zniesienia. W miarę upływu czasu, kiedy to posługiwano się zasadą „im dalej w
las, tym ciemniej”, walczyłam sama ze sobą, aby nie wyłączyć filmu w połowie.
Ciekawość jednak zwyciężyła i koniec końców brnęłam dalej. Nie powstrzymało
mnie to jednak przed łapaniem się za głowę i szeptaniem co chwila do siebie
zgrabnych sformułowań typu: „Ja pie*dolę” itp. Wybaczcie mi mój wulgarny język.
Jest on niestety nieodłączną częścią mnie, toteż podejrzewam, że od czasu do
czasu rzucę jakieś nieprzyjemne słówko. Postaram się to jednak ograniczyć do
minimum, przyrzekam. Tak więc dalej. Mimo
że Esther nie kryje się za bardzo ze swoimi nikczemnymi postępkami i prawdziwą
naturą małego potworka, wszyscy udają, że nic nie widzą i nic nie słyszą.
Wyjątkiem jest tutaj Kate, która obserwując bacznie 9-latkę dość szybko nabiera
podejrzeń, które z czasem zyskują na pewności, że za wszystkimi nieszczęściami
stoi ów niewinna mała dziewczynka. Oczywiście, aby jeszcze bardziej podsycić
irytację widza, oraz wystawić jego cierpliwość na ciężką próbę, twórcy na
przeciwnym horyzoncie postawili mężulka. Naiwny, zagubiony John (analizując
jego postępowanie w filmie są to eufemizmy!), który jest zapatrzony w Esther
jak w obrazek i każdemu, nawet najbardziej uzasadnionemu argumentowi żony, ostro
się przeciwstawia. Jego podejrzeń nie wzbudza nawet fakt, że dziewczynka
zaczyna z nim bezpruderyjnie flirtować. Podobnych absurdów w filmie jest dużo
więcej i w miarę upływania kolejnych minut u widza wzbudzają już nie irytację,
a jedynie nikły, pobłażliwy uśmiech.
Najgorsze w filmie
jest chyba to, że reżyser Jaume Collet-Serra stylizuje film na ambitny horror,
kiedy w niektórych momentach, w sposób niezamierzony jak podejrzewam, dostajemy
horror klasy B. Nie mam nic do takich filmów, o ile wiem, że reżyser „puszcza
oko” do widza faszerując go świadomą dawką kiczu. Tutaj jest na odwrót –
produkcji nie ratuje nawet zakończenie, które w zamyśle twórców miało być
pewnie zaskakujące. W jakiś sposób było, ale według mnie aż zanadto dobrze
zlało się z całym poziomem filmowego absurdu.
Gra aktorska. Co tak
naprawdę mogę powiedzieć o grze aktorskiej, ja, niedoświadczony kinomaniak?
Powiem tak: kiedy scenariusz zawodzi nie sposób jest go uratować nawet
najlepszą grą aktorską. Na uwagę zasługuje tu jedynie rola Isabelle Fuhrman
jako Esther, która zdecydowanie jest najbardziej wyrazistą postacią i, co
najważniejsze, nie irytuje tępotą tak bardzo jak pozostali (co nie znaczy, że
nie irytuje wcale. Sama miałam ochotę nie raz sprać Esther na kwaśne jabłko,
aby już się nie podniosła. Tak, jestem zua.), a biorąc pod uwagę cały film,
jest to dla mnie dużym plusem. Najgorzej chyba w całym tym towarzystwie
odnalazł się Peter Sarsgaard, czemu z resztą nie można się dziwić. Ja też nie
czułabym się komfortowo, gdybym miała grać ślepego i głuchego na wszystkie
argumenty idiotę. To powoduje, że w istocie naprawdę wydaje się lekko wytrącony
z równowagi i zagubiony, przez co nie gra zbyt przekonująco. Nie można mieć
jednak o to do niego pretensji.
Domyślam się, że w
założeniu twórców film miał być klimatycznym, niepokojącym i tajemniczym
horrorem, gdyż koniec końców to horror! Owszem, zgodzę się, dla oczu, uszu i
nerwów w istocie nim był. U mnie, dzięki niekiedy absurdalnym sytuacjom i
tępocie bohaterów, wzbudził jedynie, albo aż, irytację przeplataną raz po raz z
nikłym uśmieszkiem znudzenia i pobłażliwości. Być może to moja wina, gdyż nie
lubię naciąganych, irytujących i mało ambitnych filmów. Reasumując daję filmowi
4/10.
Odradzam, jeżeli ktoś
nie lubi niskobudżetowego chłamu i zbyt przewidywalnej fabuły. Przestraszyć
raczej się nie przestraszycie, gwarantuję.
Kiedy zaczęłam czytać, pomyślałam, że w sumie chętnie bym obejrzała, ale z czasem zagłębiania się w recenzje moja ochota malała. Skoro piszesz, że film jest mało ambitny i irytujący, to ja zdecydowanie podziękuję.
OdpowiedzUsuńPS Pretty Little Liars może nie stoi na jakimś wysokim poziomie, ale fajnie się to ogląda/czyta i można się niesamowicie wciągnąć. Obejrzyj w wolnej chwili, ale nie zniechęcaj się po pierwszym odcinku. Może nieco irytować, ale potem robi się zdecydowanie lepiej:)
Za kiczem to ja nie chętnie się uganiam:)
UsuńRok temu leciał na AXN, a teraz na AXN Spin drugi sezon (ogólnie są już 4). Lepiej na internecie, bo możesz oglądać od początku, ile chcesz odc. itd. Dość łatwo znaleźć. Na tych wszystkich typowych stronach z filmami na pewno będzie:)
No ja najwiekszy problem mam z zasypianiem. No dziękuje ;) . W sumie wierze w to, że zdam, bardziej dołuje mnie to, że nie mam żadnego znaku od instruktora co z testami idt, a takie czekanie najgorsze.
OdpowiedzUsuńFilm chyba widzialam, ale nie pamiętam; ;o .
No ja zaczelam prawko na koncu marca ;) . W sumie najpierw muszą mi zakonczyc kurs zebym mogla isc na egzamin, ale no pisałam do instruktora to nawet nie odpisał, a ja nie bede miala kiedy isc na teorie, bo w sierpniu wyjeżdzam.
OdpowiedzUsuń