Każdy ma prawo być nieszczęśliwy
Miałam ostatnio ciekawą rozmowę ze swoją ciocią, trochę już starszą kobietą. Choć w zasadzie nie była to typowa rozmowa, a bardziej pijackie dociekania - kajam się. Siedząc na stołku w domu dziadka z kolejnym kieliszkiem wina w dłoni i czując jak z przepełnionej doniczki wycieka na mnie ciurkiem woda, stwierdziłam, pół żartem, pół serio, że życie na mnie leje. Na co uzyskałam bardzo wiele wyjaśniającą odpowiedź, że przecież jestem taka fajna, to co ja. No właśnie co ja? Mam wszystko: rodzinę, dach nad głową, jedzenie, wakacje... Umówmy się - nigdy mi niczego nie brakowało, miałam w cholerę i jeszcze trochę zabawek, gier, pluszaków, ubranek i słodyczy. Mam taką sytuację finansową, że jak przetrę spodnie w kroku to idę do sklepu, mówię "to te" i mam, ale gdybym chciała prywatną wyspę, odrzutowiec i statek to już zaczęłyby się schody i byłby problem. Norma i stabilność.
Technicznie świat idzie do przodu: komputery, smartfony, fejsbuki, instagramy, książki do rozwoju wszystkiego co rozwinąć się da. Mam więc technicznie dużo lepszy start, niż moja ciocia 50 lat temu. Ale to nie znaczy, że muszę być szczęśliwa. Jestem wdzięczna. Rozwijam w sobie powoli umiejętność cieszenia się z małych rzeczy i doceniania ich. Ale mam prawo do tego, żeby czuć się źle. I to jest jak najbardziej normalne.
Nie chce mi się przekonywać wszystkich wokół, że uwielbiam zapieprzać jak dyliżans i zatrzymuję się tylko po to, by wziąć rozbieg. Nie. Jeśli się zatrzymam, to po to, żeby posiedzieć na zadku tak długo aż dostanę płaskodupia, bo zmęczył mnie owczy pęd po sukces i rozwijanie swoich możliwości. Mam ochotę popłakać przy akompaniamencie muzyki Sheerana i herbacie z miodem. Bo jest mi smutno, bo bardzo tęsknię i męczy mnie bycie człowiekiem. Bo wyobrażam sobie najpierw idealnego mężczyznę i scenerię, w której go poznam, a potem - heloł! on nie istnieje! Depresja gotowa.
Nie muszę być Chodakowską. Nie muszę być najlepszą wersją samej siebie.
Nie chce mi się przekonywać wszystkich wokół, że uwielbiam zapieprzać jak dyliżans i zatrzymuję się tylko po to, by wziąć rozbieg. Nie. Jeśli się zatrzymam, to po to, żeby posiedzieć na zadku tak długo aż dostanę płaskodupia, bo zmęczył mnie owczy pęd po sukces i rozwijanie swoich możliwości. Mam ochotę popłakać przy akompaniamencie muzyki Sheerana i herbacie z miodem. Bo jest mi smutno, bo bardzo tęsknię i męczy mnie bycie człowiekiem. Bo wyobrażam sobie najpierw idealnego mężczyznę i scenerię, w której go poznam, a potem - heloł! on nie istnieje! Depresja gotowa.
Nie muszę być Chodakowską. Nie muszę być najlepszą wersją samej siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!
Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (: