"Morze spokoju" - Katja Millay
Rzadko spotykam książki, które potrafią tak mocno
kopnąć mnie w sam środek dupy. Rzadko zdarzają się książki, które są w stanie
doprowadzić mnie do wewnętrznej rozsypki. Całkowitej. Nieskończonej. Umiem użyć
tylko tych dwóch słów, nie przychodzą mi do głowy inne synonimy. W ogóle żadne
słowa, mądre słowa, nie przychodzą mi do głowy. Nie teraz, nie w tej chwili,
nie w tym momencie, nie po tej
książce. Wydawcy kłamią, wydawcy to szuje. Obłudne, kłamliwe,
komercyjne szuje. Nie, Kochani. Ta książka nie złamie Wam serca. Ona je
zmiażdży i wiecie co? Będzie miała suka z tego masę cholernej radości. Nawet
się nie spostrzeżecie a wyrwie Wam je z piersi i wraz z pozostałymi organami
rzuci w błoto, podepcze podkutymi, ciężkimi buciorami i zostawi. Tak, zostawi.
Wbrew solennym, pocieszającym zapewnieniom, że sklei je znowu. Nie sklei.
Poczeka aż Wy to zrobicie. Będzie patrzeć, upierdliwie i nieprzerwanie, jak
szukacie odłamków roztrzaskanego serca między mieszanką jelit, wątroby i
żołądka. I będzie do Was machać. Nie łudźcie się – wcale nie po to, żeby Was
ostrzec. Będzie kusić i zwodzić, tak jak błędny ognik zaginionych turystów.
Chylę czoła przed panią Millay. Chylę czoła, naprawdę. Bo mimo że nie mogę jej
kochać, to szacunek z całą pewnością jej się należy.
Osiemnastoletnią Nastyę poznajemy, gdy razem z
ciotką wkracza do nowej szkoły. Nowa szkoła, nowy dom, nowe życie. Wszystko
nowe. Nastya może zaczynać od początku. Nic bardziej mylnego. Przeszłość bowiem
daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Dziewczyna musi więc być
stale czujna i gotowa. Mimo tak młodego wieku, musi sprostać problemom, które
byłyby w stanie złamać niejednego dorosłego człowieka. Chowa się za warstwą
mocnego makijażu i zbyt wyzywających ubrań, a dodatku nie mówi. Bynajmniej nie
dlatego, że nie może: Nastya nie mówi, bo nie chce. Przestała odczuwać potrzebę
konwersacji odkąd wróciła jej pamięć. Odkąd przypomniała sobie z każdymi,
najdrobniejszymi szczegółami co wydarzyło się dwa lata temu tego feralnego
dnia, gdy straciła wszystko. „Czy się
poddała?”, spytacie. Nie, nie poddała się. Nastya czeka aż przeszłość sama
do niej przyjdzie. Czeka na dzień, w którym będzie mogła ją zabić. Na dzień, w
którym wreszcie będzie wolna.
Josh stracił wszystkich. Po kolei, systematycznie
opuszczały go bliskie osoby, aż nie został nikt, za kim chłopak mógłby płakać.
Od tamtej chwili nastolatek obiecał sobie, że już nigdy do nikogo się nie
przywiąże. Nikogo nie pokocha i nie będzie się starał o to, aby ktoś pokochał
jego. Tylko niezobowiązujące związki. Bo kiedy twoje imię nieustannie
przypomina wszystkim o tym, jak kruche jest życie, ludzie wolą trzymać się na
dystans. Joshowi taki obrót spraw jakby odpowiadał. Jedyne miejsce, w którym
czuje się bezpiecznie to garaż, który zbudowali wspólnie z ojcem. I w którym
potem pierwszy raz sklecił swój własny mebel, a zaraz za nim kolejne. Właśnie
do tego garażu pewnej deszczowej nocy trafia Nastya. Z początku niezadowolony,
później ze zdziwieniem, Josh odkrywa, że lubi obecność tej milczącej
dziewczyny.
Podobno
na księżycu znajduje się czarna plama, potocznie zwana Morzem spokoju. Czy
dwoje młodych ludzi po tak traumatycznych przeżyciach w końcu je odnajdzie? Czy
na nowo nauczą się wierzyć, ufać i wybaczać? I wreszcie: czy Nastya i Josh
zrozumieją, że tylko razem mają szansę odbudować swoje życie?
Zbyt wiele pytań. Z każdą przewróconą stroną rodzi
się ich całe mnóstwo i teraz wiem, że chęć dostania odpowiedzi na wszystkie z
nich w tak krótkim czasie była błędem. Powinnam zafundować ją sobie etapami.
Mądrzy ludzie tak robią. Zdecydowanie nie jestem mądra.
Jeżeli macie ochotę zapalić – palcie. Jeżeli macie
ochotę się napić – napijcie się. Jeżeli macie ochotę trzasnąć książką na stół i
przestać powstrzymywać długo wzbierającą w Was histerię, zróbcie to. Płaczcie,
krzyczcie, histeryzujcie, śmiejcie się w głos tak bardzo, aż domownicy zaczną
poważnie rozważać zadzwonienie po karetkę z kaftanem bezpieczeństwa w
pogotowiu. Jeżeli jednak pozwolicie uczuciom kłębić się w środku, wiedzcie, że
już nigdy nie będziecie tacy sami. Nie wrócicie do starannie gładkiej,
oszlifowanej powierzchni. Będziecie
zarysowani.
O matko, wspaniała recenzja! I chyba nie muszę dodawać, że naprawdę nabrałam teraz chęci na tę książkę? Chociaż może powinnam się jej bać... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Diękuję bardzo za miłe słowa! :)
UsuńJestem pod wielkim wrażeniem twojej emocjonalnej recenzji. Gratuluje! A książkę czytałam jakiś czas temu i również mnie oczarowała.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Tak, zgadzam się, że ta książka ma coś w sobie, co przyciąga i nie pozwala przejść obok niej obojętnie.
UsuńWow!... po prostu... wow! wspaniała, mocna recenzja, która sprawia że nie sposób przejść obojętnie obok tej książki!
OdpowiedzUsuńNa miejscu tego wydawnictwa całowałabym Cię po stopach za taką dobrą reklame! :)
Dziękuję! Bardzo się cieszę, że zachęciłam Cię do lektury. Naprawdę jest tego warta. :)
UsuńP.S. Jeszcze nie pracuję dla wydawnictwa.
Ale przepowiadam Ci, że kiedyś jakieś wydawnictwo z chęcią Cię zatrudni m.in. dzięki tej recenzji :)
UsuńTeż mam taką nadzieję, ale póki co nie chcę brać sobie dodatkowego zajęcia. Najpierw muszę się lepiej wdrożyć w życie studenckie. :>
UsuńO mamo! Gdyby nie to, że mam już lekturę tej powieści za sobą, to po Twojej recenzji od razu leciałabym do najbliższej księgarni aby się w nią zaopatrzyć. Pal licho kurtkę i buty :P
OdpowiedzUsuńDziękuję! Popatrz, ja miałam takie same odczucia po Twojej recenzji na temat tej książki. :)
UsuńFaktycznie, wydobyłaś z siebie mnóstwo emocji przy tej recenzji :) Niemniej gdybym się nią kierowała tylko i wyłącznie, poleciałabym po tę książkę od razu. Jednak - najważniejsza jest treść książki, a to raczej nie moja stylistyka. Obawiam się nuty ckliwości w tej historii. Może się mylę, ale tak ją odbieram.
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć... Może odrobinę ckliwa jest, ale nie zmienia to faktu, że na pewno warto się z nią zapoznać. Mam nadzieję, że kiedyś się skusisz. :)
UsuńOczywiście słyszałam o tej pozycji już parokrotnie. Jak na nią trafię to z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam, naprawdę! Mam nadzieję, że po przeczytaniu podzielisz się z nami swoimi odczuciami. ędę czekać z niecierpliwością!
UsuńAle dużo emocji w Twojej recenzji (to lubię :)), ta książka musiała je z Ciebie wydobyć - a to oznacza że warto przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńWarto, naprawdę! Chętnie się dowiem jakie wrażenie wywarła ona na Tobie. :)
UsuńCoraz lepiej piszesz; to dobrze, trzeba się rozwijać. :) Najbardziej podoba mi się zakończenie, tam najładniej uchwyciłaś rytm zdań. Tylko co ja mam zrobić, jeśli nie piję, nie palę i nie rzucam książkami? ;) Chyba jednak pozwolę tym uczuciom kłębić się w środku i przemieniać mnie od wewnątrz. Swoją drogą, okładka nie zapowiada tylu emocji. Nie dość, że zdjęcie sugeruje ckliwy romans, to jeszcze tytuł obiecuje czytelnikowi morze spokoju. ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się - okładka nie zapowiada takich emocji. Jeżeli miałabym kierować się tylko nią też liczyłabym na ckliwy romans i spokojnie biegnącą fabułę.
UsuńŚwietna recenzja :) Książki nie czytałam, i chyba dużo tracę ;)
OdpowiedzUsuńZawsze można to nadrobić. Gorąco polecam!
UsuńHowdy! I could have sworn I've been to this site before but after going through many of the articles I realized it's new to me.
OdpowiedzUsuńAnyways, I'm definitely happy I stumbled upon it and I'll be bookmarking it and checking back frequently!
My homepage :: here
Oh my goodness! Incredible article dude! Thank you so much, However I
OdpowiedzUsuńam going through difficulties with your RSS. I don't understand why I am unable to subscribe to it.
Is there anyone else getting similar RSS issues?
Anyone that knows the answer can you kindly respond?
Thanx!!
Here is my weblog; Dean Graziosi
Chyba tylko na mnie nie wpłynęła tak pozytywnie, bohaterów polubiłam, ale jak dla mnie byli aż za mocno obciążeni i wciąz im współczułam. Recenzja za to mnie zachwyciła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.