"W domu" Harlan Coben

Dawno nie było tutaj żadnej recenzji. Przyznam, że ta jest trochę zaimprowizowana, bo LubimyCzytać niestety ograniczyło mi znaki do wypowiedzi. Trochę szkoda, bo mam dziś sporo do powiedzenia - pięć minut temu skończyłam 11 i póki co ostatni tom o przygodach prywatnego detektywa-agenta sportowego Myrona Bolitara. 

Nie lubię nie umieć ocenić książki. Jeśli kojarzy ktoś moją mini-opinię z LubimyCzytać o "Posłańcu", to pewnie pamiętacie, że tam również miałam z tym problem i że również to przeżywałam.

Kocham Harlana Cobena bezapelacyjnie, nieodwołanie i już na zawsze, do końca świata. Kocham go nawet, kiedy spaprze jakąś książkę, a czasem w moim odczuciu się to zdarza. Szczególnym sentymentem darzę jego serię o Myronie Bolitarze i jego teamie. Na tych książkach wyrosłam, te książki były ze mną przez większość życia, tego "ważniejszego", tego które pamięta się niemalże w stu procentach, w przeciwieństwie do tego, które niby jest, ale mgliste i zatarte, bo byłam zbyt młoda, żeby zapamiętać cokolwiek. 
O tym trochę jest ta książka. O pamięci, rodzinnych relacjach, tajemnicach i jednej tragedii, która dziesięć lat temu rozegrała się w domu Baldwinów. Teraz jednak los rzuca promień nadziei na wyjaśnienie sprawy.

Ta książka to trochę miszmasz. Mamy tu wszystko i wszystkich, czasem odniosłam wrażenie, że bohaterów jest za dużo. Pomimo mojej stuprocentowej, gorącej miłości, jaką darzę tę serię, uważam, że powinna się ona skończyć tak, jak do tej pory - czyli na tomie dziesiątym. Płakałam i tęskniłam, ale w głębi serca nigdy nie chciałam, żeby Myron wrócił. To była zamknięta historia, nasz romans był gorący, ale drogi się rozeszły. Nie lubię odgrzewanych kotletów. Zatem do wiadomości, że Coben pracuje nad nową powieścią o Bolitarze przyjęłam dość sceptycznie, jednak, gdy zobaczyłam jak dumnie pręży się w wystawowym oknie, musiałam ją kupić. Trochę jak namiętna hotelowa noc z wakacyjnym kochankiem, poznanym dawno temu w ciepłych krajach - jest cudownie, ale to tylko jedna noc i potem nie wiesz za bardzo co ze sobą zrobić i jak się do tego odnieść. Tak jest z tą książką i ze mną.Przeczytałam, ale tak teraz myślę, że wolałabym chyba nie przeczytać. Bo trochę mi zepsuła obraz świata i mój stosunek do bohatera, który do tej pory był moim ulubionym. Coben porywa się na zabieg dalece niebezpieczny i ryzykowny i, niestety, nie wychodzi z tego bez szwanku. Ale podobnoż wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. 

Jestem zatem odrobinę zawiedziona. Liczyłam na mocną sensację z Winem-psychopatą i całą tą otoczką. Niestety Coben postawił na coś bardziej prozaicznego - na komercyjną literaturę ze łzawym happy endem, a Win okazał się bardziej podobny do Myrona, niż bym chciała.

Oceny nie jestem w stanie wystawić, bo mam mnóstwo sprzecznych uczuć. Nie wiem czy to wypalenie zawodowe z mojej strony, czy też mój mózg przeszedł na wyższy level po weekendowym zaczytywaniu się w filozoficznych traktatach Umberto Eco, ale jeśli sprawca jest rozpoznany już na początku książki, to chyba coś się dzieje. Nie wiem tylko z czym i u kogo. Książka jednakże zła nie jest (chyba). Szukając opinii na jej temat natkniecie się na więcej tych dobrych i ogólnie można odnieść wrażenie, że jest raczej udana. Ja? Cóż... Będę starała się raczej z niej wyleczyć. Zdecydowanie bardziej wolałam stary styl Cobena. Nawet jeżeli stawał się już zbyt oklepany i oczywisty.

Komentarze

  1. Współczuję Ci tej relacji z Cobenem, wiem, jak to może boleć :( W domu przeczytam, żebyśmy mogły omówić tę powieść. Ja jak miałam autorów, co do których się wahałam, czy chcę czytać dalej to twardo odpuszczałam, choć nie raz kusiło sprawdzenie czy np. kolejna Cassandra Clare faktycznie jest tak kiepska, jak to było przy naszym ostatnim spotkaniu, przy któym stwierdziłam, że już powinna to zakończyć. Tak bardzo to jest wszystko skomplikowane... :/

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak tam motywacja do napisania czegoś nowego? Bo wspominałaś, ze nad czymś myślisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie póki co, to na myśleniu stoi. Ale myślę, że wkrótce coś się pojawi, no bo trzeba ruszyć w końcu z miejsca. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!

Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (:

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy