Posty uniwersalne, posty zaklęte

Początkowo tytuł brzmiał "Grudniowa spowiedź", ale po namyśle stwierdziłam, że to zbyt pretensjonalne. Tytuł aktualny jest porywem chwili i mi się podoba, więc go zachowam. Trochę trafia w post, trochę jakby jednak się z nim mija.

Do dzieła stworzenia zainspirował mnie wpis na blogu pewnej blogerki, a raczej komentarz do tego wpisu. Bo z wpisem się nie utożsamiam, ale podobnież jest uniwersalny i komentarz, który mnie zainspirował traktował o tejże właśnie uniwersalności. Że autorka bloga nawet jeśli pisze o sobie, to pisze uniwersalnie i każdy z wpisem może się utożsamiać, o. Nie odbierzcie tego tak, że jestem zazdrosna, nie jestem. Ale zaczęłam się zastanawiać i skonstatowałam, że na moim blogu próżno by szukać uniwersalnych wpisów osobistych, Trochę zawiewa egoizmem. Trochę bardziej niż trochę i przepraszam Was za to. Przepraszam, że na moim blogu nie ma uniwersalnych tematów i jeśli już jest osobiście, to osobiście na maksa i tylko o mnie.

Czasem chciałabym być całkiem kim innym. Kimś bardziej nudnym i miłym, kto miał szczęśliwe dzieciństwo, dużo przyjaciół, a studia skończył z wyróżnieniem, będąc kapitanem cheerleederek.
5 grudnia skończyłam 22 lata, zrobiłam licencjat i uspokajałam przerażoną mamę, że wcale nie chcę umierać. Przynajmniej nie aż tak bardzo, jak jeszcze kilka lat temu. Nie wiem, jak bardzo byłam wtedy zdesperowana, że datę swojej upragnionej wtedy śmierci przypisałam na 22. urodziny (i to jeszcze w kalendarzu telefonicznym!). Nawet ustawiłam sobie o tym przypomnienie, a potem i tak o tym zapomniałam. Złośliwe, no.

Mając ukończone 22 lata, chciałabym się skulić pod kocem z mnóstwem słodyczy i zapasem herbaty i móc oglądać seriale z Mattem Ryanem w roli głównej. Niech moje problemy pozostaną w sferze tych poważnych, bo naprawdę martwi mnie fakt, że Matt Ryan już nie wcieli się w postać Constantine'a. Świat jest jednak bardziej złożony i oprócz mnie i Matta Ryana na świecie żyją tez inni ludzie, którzy czasem wyciągają mnie z domu i zmuszają do wysłuchania swoich problemów. Kocham ich bardzo, ale wysłuchiwać problemów nie mam ochoty, bo wydaje mi się to zbyt bierne. Chciałabym posiadać nieograniczone moce i sprawić, że kumpel wstanie z martwych i A. odzyska chłopaka, bo nie mam siły patrzeć w jej zapłakane oczy, chciałabym, żeby Śledź był szczęśliwy, a jej Ł. odnalazł w sobie siłę, której potrzebuje, chciałabym, żeby dziadek dał sobie radę z czymś, z czym babcia rady sobie nie dała. Nie posiadam jednak mocy i wszystko, co mogę im zaoferować to ja. Tylko tyle i aż tyle. Trochę marzę, żeby umieć nie przejmować się za bardzo i niczym bohater "Californication" odjechać starym samochodem w stronę zachodzącego słońca, podśpiewując sobie Kavinsky'ego.

Czy Matt Ryan ma cholerną żonę?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy