Dlaczego nie mam przyjaciółki?

Tak optymistycznie zakańczam bożonarodzeniowy czas. Taką optymistyczną refleksją, do której całkiem niedawno (bo aż WCZORAJ) zmusiła mnie rozmowa z kobietą. Bardzo bliską memu sercu, choć w rzeczywistości ciągle gustuję jeszcze w facetach.

Jest we mnie COŚ takiego, przez co długotrwała i intensywna przyjaźń z kobietą nie wchodzi w grę. Ot, jest po prostu nieosiągalna. Może jestem zbyt głupia, zbyt wredna, zbyt szczera, mam krzywe zęby i głupio się śmieję. Wbrew pozorom jednak nie będzie to wpis o użalaniu się nad sobą.
Zawsze marzyłam o takiej przyjaźni rodem z książkowych powieści obyczajowych. Lub, jeśli ktoś woli, z głupkowatych seriali. Żeby razem chodzić na zakupy, razem gotować, razem obgadywać tych samych ludzi, dzwonić do siebie o 3 nad ranem z jakąś mało ważną wiadomością, która wtedy i tylko wtedy wydawała się niemalże decydować o losach Wszechświata, żeby trzymać sobie nawzajem włosy przy rzyganiu. Moje marzenia się spełniły, jasne. Szkoda tylko, że moja Miranda, Samantha i Charlotte włosy miały przede wszystkim na brodzie i klacie, sukienki nosiły dla draki i zanim było im niedobrze po alkoholu ja już dawno spałam w łóżeczku. 
Nie wiem nawet co takiego sprawia, że z kobietami nie jestem w stanie nawet mieszkać. Zbyt długo. Okres dwóch lat, kiedy to mieszkałam co roku z inną współlokatorką, jest dla mnie najbardziej frustrującym okresem życia. I, o zgrozo, dalej trwa. Przy pierwszej współlokatorce czułam się jak podstarzała mamuśka nastolatki, która właśnie odkryła, że dojrzewa i zaczyna podobać się facetom. Przy drugiej - odwrotnie - jak dzieciak, który nie może mieć własnego zdania, a każdy objaw buntu jest surowo karany fochem. Kłótni, a kłótni. Bo nawet jeśli nie jest źle, to i tak nie jest do końca dobrze. 
Z facetami się wychowałam, z facetami się bawiłam, z facetami mieszkałam. Gdy przez wakacyjne dwa tygodnie dzieliłam z przyjacielem jego skromne szkockie mieszkanko mieliśmy nakruszone, nieposprzątane, niepozmywane i, owszem, było to niekiedy irytujące, ale i tak było weselej. Nawet obrażać nie było się za bardzo jak. 
Oczywiście, że niektóre przyjaźnie rozpadły się z mojej winy. Ale te, o które bardzo się starałam, też się rozpadły. Im bardziej mi zależało, tym bardziej było mi przykro, gdy między mnie a przyjaciółkę, wkradało się owo, bliżej niezidentyfikowane COŚ. COŚ jest czymś, o czym każdy z nas powinien wiedzieć, ale o czym nikt nigdy nie powie. Owiane jest grozą niczym owo "NIC", którym kobieta raczy mężczyznę, gdy ten pyta utulnie: "Kochanie, co się stało?".
Jeśli ukradłyście koleżance faceta, albo obgadałyście ją z najgorszym wrogiem, to i tak popełniłyście mniejszą zbrodnię, niż owo COŚ. Facetów nie kradnę, obgadywać ludzi też w zasadzie nie lubię, jednak COŚ jest moim drugim imieniem. 
Mam cichą nadzieję, że kiedyś odnajdę gniazdo COSI i ubiję skurwysynów. A wtedy wszystkie kobiety świata rzucą mi się na szyję. Szkoda ino, że wszystkie cyberprzyjaźnie na odległość sa jak cybermiłość, tyle że pozbawione tej przyjemności, którą daje cyberseks. 

Potraktujcie ten wpis jako swego rodzaju ogłoszenie. Ogłaszam bowiem nabór na kobietę mego życia! 

Komentarze

  1. Jakbym czytała o Sobie... Przynajmniej momentami. Taka przyjaźń - rodem z filmów - chyba po prostu nie istnieje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Możliwe, że tak właśnie jest. Też powoli przestaję w nią w wierzyć.
    Dobrze chociaż, że książki nam ją prezentują! Tak dobrze, że są, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, ja też zawsze marzyłam o przyjaźni rodem z najlepszych książek! Ale wszystkie moje szkolne przyjaźnie (z dziewczynami, z chłopakami nigdy się nie kolegowałam, właściwie to nawet z żadnymi nie rozmawiam) się rozwiewały, tak, nawet nie rozpadały - nasze drogi się zwyczajnie rozchodziły, było coraz mniej wspólnych tematów i zainteresowań. Tak naprawdę to chyba tylko szkoła nas trzymała razem. Teraz poszukuję korespondencyjnej przyjaciółki, może chociaż to mi wyjdzie (największym problemem jest to, że ludzie po dwóch listach przestają odpisywać albo odpisują na moje cztery strony czterema zdaniami). ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!

Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (:

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy