Najzimniejszy dzień w Edynburgu
Męczę się. Męczę się
potwornie, bo chciałabym dla Was pisać. Naprawdę. Częściej, więcej i lepiej. A
nie mogę, bo przecież jest multum ważniejszych spraw. Po ostatniej przydługiej
przerwie obiecałam Wam, że się poprawię, że nie zniknę. Nie dotrzymałam słowa.
Chciałabym powiedzieć „jak zwykle”, ale dobrze wiecie, że to nie byłaby prawda.
Bo przecież Was kocham. Jestem kotem, pamiętacie? Bezdomnym kotem na osiedlu
zamieszkałym przez wiele łaskawych dusz.
Rozpalcie ognisko. Kotu
jest zimno...
Adekwatnie do pogody
opowiem Wam o jednym z najzimniejszych dni na świecie…
Edynburg, 16 kwietnia 1874 roku.
Śnieg zalega ulice, wciąż pada i pada. Mimo że jest go już wystarczająco dużo, on padać nie przestaje. Tak jakby chciał pochłonąć, przykryć białą pierzyną cały świat. Dziadek Mróz nie znający litości. Szczypiący w policzki i nosy tych, którzy mają odwagę egzystować na zewnątrz. Życie w mieście zamiera. Biel zdominowała krajobraz. Mogłoby się wydawać, że inne barwy nie mają już racji bytu. Z kominów unosi się siwy dym. Jedyny znak, że w domach toczy się jeszcze jakiekolwiek życie. Piece pracują na pełnym etacie. Jak myślicie: co się może wydarzyć w taki dzień?
Na szczycie Arthur’s Seat, najwyższym w Edynburgu, mieszka stara akuszerka, przez niektórych i wiedźmą nazywana – Doktor Madelaine. To właśnie tam udają się kobiety, przez innych spychane na margines społeczny. Życie nie obeszło się z nimi łaskawie. Prostytutki, kobiety porzucone, niewierne lub zbyt młode przychodzą do malutkiego drewnianego domku na wzgórzu, aby urodzić niechciane dziecko i oddalić się pospiesznym krokiem w stronę miasta, uprzednio przyodziewając maskę prawości, czystości i niczym niezmąconego szczęścia. Bo świat przecież nie może się dowiedzieć.
Właśnie wtedy, w najzimniejszy dzień świata, rodzi się mały Jack. Niemiłosierny ziąb panujący na zewnątrz sprawił, że chłopiec urodził się z dość specyficzną wadą serca. Aby ją zniwelować Doktor Madelaine wszczepia malcowi stary zegar z kukułką.
Zapewne jesteście ciekawi czy mając tak delikatne zegaroserce, Jack będzie mógł być szczęśliwy, czy będzie umiał kochać?
A czy Wy, Moi Drodzy, umiecie jeszcze marzyć?
Tak oto zaczyna się
baśń. Baśń dla dorosłych. O miłości, odrzuceniu, poczuciu osamotnienia i sile
marzeń. Jack opowiada nam swoją historię od momentu swych narodzin, kiedy to
został porzucony przez matkę i przygarnięty przez Madelaine, marzącą zawsze o
własnym dziecku, aż do momentu kończącego jego wędrówkę.
Gdzieś na miejskim
targu ujrzał Małą Śpiewaczkę. O głosie słowika, śpiewającą o swoim utrapieniu
jakim są okulary. Gdzieś je zgubiła, gdzieś zapodziała i teraz bez przerwy o
wszystko się obija. Zaczynają więc śpiewać razem – o okularach, o pożarze.
Wskazówki zegara niebezpiecznie przyspieszają, mechanizm się przegrzewa. To
nic, przecież jesteśmy tylko dziećmi. Miłość dziecka, podobnie jak matczyna,
zawsze jest nieograniczona, szczera i wielka. Cały świat kręci się tylko i wyłącznie
wokół malutkiej istotki, która nadaje mu tempo, wyznacza kierunek. Mały Jack,
mimo kategorycznych sprzeciwów swojej przybranej matki wyrusza na poszukiwanie
swojej Śpiewaczki. Bo dla kogóż, jak nie dla niej, ma bić jego delikatne
zegaroserce?
Motyw wędrówki
przywodzi na myśl „Małego księcia”.
Co będzie gotowy zrobić i poświęcić Nasz bohater, aby przeżyć? Czy zacznie
przerażać, a tym samym będzie zmuszony kochać tylko tych, którzy umarli? Czy
będzie w stanie uchronić swoje marzenia zanim zderzą się z solidnym szarym
murem rzeczywistości?
„Niezwykłości”,
jak sama nazwa wskazuje, mogą Nam zaoferować rzeczy tylko i wyłącznie
niezwykłe. Możemy przejechać się Pociągiem
Widmo, gdzie straszyć będzie Wielki Joe, popatrzeć na zwiewne, płynne ruchy
tancerki flamenco lub rozpocząć dyskusję z magikiem – zegarmistrzem, którego
marzeniem jest wprawienie fotografii w ruch i odzyskanie utraconej miłości. Gdzieś
kawałek dalej przez wrzawę głosów przebija się falset Brigitte Heim targującej
się o kolejną czaszkę służącą jako rekwizyt do Pociągu Widma, bo sam Wielki Joe nie jest wcale taki straszny.
Tancerka kończy muzyczno – taneczny popis i wraca do swojej garderoby, gdzie
niespodziewanie wylądował Mały Jack.
Miłosne schadzki w
blasku księżyca, kradzione pocałunki i niemożność zatrzymania czasu nawet
wtedy, gdy ma się zegar w sercu, coraz bardziej przytłaczają naszego bohatera.
Jak można cieszyć się księżycem, gdy pragnie się również podziwiać blask słońca?
Jak można cieszyć się księżycem, gdy pragnie się również podziwiać blask słońca?
Jeśli boicie się marzyć
idźcie do Mélièsa. Nie tylko naprawi Wasze serce lub każdą inną metalową część
ciała, ale również wysłucha cierpliwie i nawet radą sypnie z rękawa. W jego
towarzystwie nauczycie się jak dobrze powozić platformą na kółkach. Przy niej
chowają się wszelkiego rodzaju powozy – nawet kareta Kopciuszka wyczarowana z
dyni! Będziecie mogli dołączyć do Pielgrzymów na kółkach i razem z nimi wysyłać
listy przybranej rodzinie Jacka gołębiami, gubiącymi się gdzieś między
Edynburgiem a Andaluzją. Złe wieści są dla nich tak ciężkie, że padają
wycieńczone już w połowie drogi, niczym Ikar, któremu słońce stopiło skrzydła.
W czasie wędrówki Méliès
opowie Wam o swoich górnolotnych planach, nieszczęśliwej miłości i miłości w
ogóle. Arthur – alkoholik, zamykający wspomnienia w kurzych jajach, również
będzie miał wiele do opowiedzenia. Niekoniecznie wesołego. Na wzmocnienie
napijcie się starannie zbieranych łez Madelaine ze styropianowego kubka. Na
razie posiadamy tylko takie.
„ Jeśli boisz się, że zrobisz sobie krzywdę, zwiększasz tylko prawdopodobieństwo, że tak się stanie (...) Jeśli spędzisz życie, myśląc tylko o tym, żeby sobie niczego nie uszkodzić, będziesz się okropnie nudził.”
Każda z postaci posiada
swoją odmienną, acz niekoniecznie szczęśliwą historię. Jeśli zapragniecie ich
wysłuchać na pewno będą za to wdzięczne. Tyle lat musiały znosić swoje brzemię
samotnie, że zapomniały już jak to jest z kimś dzielić smutki i radości.
Bardziej smutki. Mathias Malzieu nie stworzył bowiem baśni szczęśliwej. Wielka miłość
zostaje odrzucona lub często mylona z pożądaniem, ludzie kpią lub ze wstrętem
odsuwają się od Innych, przeszłość
podąża za Jackiem, aby w końcu dopaść go w chwili, w której mogłoby się zdawać,
że jest szczęśliwy, ci, którzy powinni kochać okazują się kłamcami,
skrywającymi tajemnice. Ludzie tutaj cierpią, umierają, kaleczą się nawzajem i
depczą po własnych marzeniach. To powoduje, że słowo „baśń” w tym przypadku nabiera zupełnie innego znaczenia (co nie oznacza bowiem, że powieść ową
baśnią nie jest).
Mathias Malzieu napisał baśń. Baśń, która nie tylko wciąga czytelnika w świat marzeń, ale też ukazuje twardą rzeczywistość oraz ludzkie lęki przed obcowaniem z innością. To opowieść, w której na próżno byłoby się doszukiwać happy endu.
Mathias Malzieu napisał baśń. Baśń, która nie tylko wciąga czytelnika w świat marzeń, ale też ukazuje twardą rzeczywistość oraz ludzkie lęki przed obcowaniem z innością. To opowieść, w której na próżno byłoby się doszukiwać happy endu.
„Po pierwsze nie dotykaj wskazówek,
po drugie opanuj złość. Po trzecie, nigdy, przenigdy, nie zakochaj się. Wtedy
bowiem duża wskazówka na zawsze przebije Ci skórę, Twoje kości rozsypią się, a
mechanizm serca znowu pęknie.”
Bardzo lubię czytać baśnie w wersji dla dorosłych, dlatego chętnie zapoznam się z recenzowaną przez ciebie pozycją, tym bardziej, że tak pozytywnie ją oceniasz.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzja. Przeczytam z pewnością, uwielbiam takie "baśnie dla dorosłych". Nawet sama okładka tej książki bardzo mi się podoba. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńZ chęcią kiedyś przeczytam, jak z resztą Ci już mówiłam :) Cytat pierwszy bardzo mnie zachęca i ogólnie, sam pomysł na książkę wydaje się fajny.
OdpowiedzUsuńJak tam Miasto niebiańskiego ognia, co? Zdążyłaś się już poirytować tak bardzo jak ja?
Kurczę, zegaroserce, najzimniejszy dzień świata, elementy baśniowe - jakim cudem nie sięgnęłam dotąd po tę książkę? Brzmi idealnie, muszę się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńJeśli natomiast chodzi o nieregularne blogowanie: sama mam z tym nieustanne problemy, szkoła pochłania mnóstwo czasu. Ale staram się czasem odkurzać bloga, to odprężające (a inne blogerki, w tym ty, są niesamowicie inspirujące).
Mam nadzieję, że i ty odkurzysz swoje cztery wirtualne kąty - warto. Fajnie piszesz (i będziesz jeszcze fajniej), nie zapominaj o tym.
Pytałaś kiedyś, czy znam "Krainę lodu". Owszem, znam; nie jest to może mój ulubiony film animowany, ale wiele rzeczy mi się podobało. Elsa. Piosenki (zwłaszcza "Frozen Heart" i "Do You Want to Build a Snowman?"). Finałowe przełamanie klątwy.
Ściskam ciepło!
Uwielbiam baśnie – dobrze, że przeczetałam tę recenzję bo przegapiłabym ciekawą lekturę. :)
OdpowiedzUsuńTytuł już sobie zapisuję :)