Kino: "Bogowie"
Opowieść
o buntowniku, który rzucił wyzwanie naturze, władzy i własnym ograniczeniom. To
film o pierwszym udanym polskim przeszczepie serca dokonanym przez prof. Religę
w Zabrzu. Dramat nieudanych operacji, walka o każde uderzenie serca, wielkie
ambicje i bolesne porażki. Samotność geniusza, który stanął sam przeciwko swoim
mentorom i rozpoczął rewolucję w polskiej medycynie. Jaką cenę przyjdzie mu
zapłacić za sukces?
Tomasz Kot miał już okazję zmierzyć się z kinem
biograficznym. Rola Ryśka Riedla – legendarnego wokalisty Dżemu – przyniosła mu
nominację do Orła i Złotej Kaczki. Nie byłam więc zdziwiona,
gdy za wcielenie się w postać światowej sławy kardiochirurga otrzymał Złote Lwy w kategorii Najlepsza pierwszoplanowa rola męska w roku
2014. Trzeba przyznać, że przez bardzo długi czas nie doceniałam tego
aktora. Nie doceniałam polskiego kina, polskich reżyserów. Nie doceniałam i
bardzo pozytywnie się rozczarowałam. Tomasz Kot, który do tej po kojarzył mi
się jedynie z niezbyt ciekawymi rolami granymi w komediach romantycznych,
ponownie pokazuje, że umie wykreować i wcielić się również w poważne postaci. I
robi to, Moi Drodzy, wręcz doskonale!
Jako przygrabiony Zbigniew Religa przechadza się szpitalnymi korytarzami,
odpalając papierosa za papierosem. Nie przerysowuje swojej postaci, nie popada
w parodię; dokładnie oddaje gesty, ruch i charakterystyczną mimikę lekarza. Tworzy
wyrazistego bohatera, którego mamy okazję obserwować zarówno w życiu prywatnym
jak i zawodowym.
Wydaje się, że do Religi los się w końcu uśmiecha.
Dostaje on propozycję prowadzenia własnej kliniki kardiochirurgicznej w Zabrzu.
Rozbudzone na stażu w USA marzenia lekarza - idealisty o pionierskich, w Polsce,
przeszczepach serca będą mogły się w końcu spełnić. Właśnie – wydaje się. Rzeczywistość jest okrutna. Więcej
papierosów, więcej wódki, jeszcze więcej kawy, bluźnierstw i zwolnień, po
których przychodzi załamanie, bo przypadek beznadziejny okazał się bardzo
beznadziejny.
Gdzieś
pomiędzy scenami walki o każde ludzkie życie a kolejną śmiercią pacjenta, widz
zadaje sobie pytanie na ile ma do czynienia z człowiekiem chcącym nieść pomoc,
a na ile z osobą owładniętą rządzą osiągnięcia osobistego sukcesu. Czy to
dalej leczenie, czy już prowadzenie eksperymentów?
Trudno nakręcić film, którego akcja dzieje się w
czasach PRL-u, a który do PRL-u miałby się nijak. Choć na każdym niemalże kroku
możemy domyślić się w jakich czasach przyszło żyć bohaterom, reżyserowi udaje
się jednak sprytnie wymigać się od – wydawałoby się, obowiązkowego –
politykowania. Zamiast charakterystycznej dla opowieści o tamtych czasach
narracji „my kontra oni”, Palkowski
proponuje obojętną na podobne dylematy fabułę. Polityka jest tu tylko jedną z
przeszkód na drodze do celu Religi. Kompletując sprzęt, dopinając budżet,
operując, chirurg nie dzieli ludzi – jeśli trzeba wejdzie w układ z partyjnym
dygnitarzem albo przyjmie podziękowania od gangstera, którego synowi uratował
życie. W istocie medycyna jawi się tu wręcz jako piąta władza. W jednej ze scen
lekarz przepędza prześladujących jego personel esbeków z czarnej wołgi
argumentem, że „[…] i was ktoś musi leczyć”. Autorytet lekarza pozwala mu też
wyrównać relacje z traktującym go z góry wysoko postawionym urzędnikiem –
wystarczy tylko, że mimochodem rzuci niekorzystną diagnozę. Religa stoi prawdziwie
ponad podziałami; porzucając uprzedzenia, politykę i religię w trosce o dobro
pacjenta. Zabawa w Boga stawia nas przed trudnym pytaniem.
Czy warto dla jednego życia poświęcać trzy inne?
Choć nie przepadam za bardzo za polskimi filmami, to ten jednak obejrzałabym ze względu na medyczną tematykę :3
OdpowiedzUsuńCzasami można trafić na bardzo dobry polski film.
OdpowiedzUsuńTen film wydaje się ciekawy i gra w nim Tomasz Kot, aktor którego bardzo lubię. :)
Samego filmu nie widziałam (i być może - pomimo tych wszystkich internetowych zachwytów, na jakie się natykam - w ogóle nie zobaczę ze względu na tematykę, która a) przypomina mi o moim pobycie w szpitalu, b) nie wydaje mi się wybitnie interesująca, tj. sprawy medyczne nigdy mnie nie przyciągały), ale zainteresowały mnie dyskusje pojawiające się przy okazji tej premiery. Chodzi mi o te uwagi, że ludzie oceniają filmy polskie i zagraniczne według zupełnie innych kryteriów, piszą/mówią "dobry jak na polski film" z jakimś zaskoczeniem, niedowierzaniem niemal. Aż się człowiek momentami zastanawia, czy dana produkcja naprawdę jest warta uwagi, czy po prostu na tle nieudanej reszty nie wypada najgorzej.
OdpowiedzUsuńA napis na plakacie bardzo mi się podoba, zwłaszcza to W. :)
Uściski!
Z pewnością obejrzę choć nie przepadam za grą Tomasza Kota.
OdpowiedzUsuń