"Pani na Czachticach" - Jožo Nižnánsky

Horror  (fantastyka grozy) – odmiana fantastyki polegająca na budowaniu świata przedstawionego na wzór rzeczywistości i praw nią rządzących po to, aby wprowadzić w jego obręb zjawiska kwestionujące te prawa i nie dające się wytłumaczyć bez odwoływania się do zjawisk nadprzyrodzonych. Celem filmowego horroru jest wywołanie u widza klimatu grozy, niepokoju lub obrzydzenia i szoku. Głównymi motywami horrorów są zazwyczaj wampiry, demony, duchy, wilkołaki, nawiedzone budynki, kanibale lub zombie. Horror nie musi jednak zawierać elementów nadprzyrodzonych. Fabuła może być oparta na realnym zagrożeniu i strachu, których głównym motywem są zazwyczaj psychopatyczni zabójcy, gwałciciele, epidemia wirusa, groźne zwierzę, pobicia lub koszmarne wspomnienia/wizje głównego bohatera. Elementem, dzięki któremu można rozróżnić taki rodzaj horroru od thrillera, jest poziom przemocy w nim zawarty i liczna obecność scen gore.

Pamiętacie jak recenzowałam dla Was horrory? Podkreślałam wtedy, że choć wpisane w rubrykę z horrorami i stojące na półce obok horrorów, horrorami owymi nie są. Tak jest i w tym przypadku. Swego czasu wydawnictwo >>Książnica<< wypuściło na rynek dwie książki traktujące o najsłynniejszych „wampirach” świata – Draculi i Elżbiecie Batorównie znanej jako Krwawa Hrabina, która podobno kąpała się w krwi dziewiczej, aby zachować wieczną młodość. Wizerunek węgierskiej grafki od lat jest wszechobecny zarówno w literaturze, jak i w filmach a nawet… Grach komputerowych! Zostajemy zasypywani coraz to nowszymi i bardziej krwawymi dziełami traktującymi o czachtickiej pani, o jej klątwie i zbrodniach, które rzekomo musiała popełniać w imię owej klątwy. Prawda jest taka, że nikt nie chce się starzeć – jedni używają kremów przeciwzmarszczkowych, aby spowolnić nieunikniony proces, drudzy poddają się zabiegom i wstrzykują sobie botulinę, a jeszcze inni spuszczają z dziewic płyn ustrojowy i urządzają sobie iście odmładzającą kurację na poziomie hard.

Singele este viata si o sa fie al meu…

Elżbieta Batorówna (1560-1614) pochodziła z arystokratycznej rodziny obciążonej genetycznym obłędem - wśród jej przodków i krewnych byli schizofrenicy, zboczeńcy i sadyści. Będąc małą dziewczynką uwielbiała przyglądać się egzekucjom. Gdy dorosła jej sadyzm budził grozę - torturowanie służby, łapanych w okolicy Cyganów, przestępców czy przypadkowych osób sprawiało jej ogromną przyjemość, a zamek w Czachticach każdy rozsądny człowiek omijał z daleka. Prawdziwy horror zaczął się jednak, gdy Batorówna uwierzyła, że wieczną młodość zapewnia codzienna kąpiel w krwi wytoczonej z dziewic. Przez ponad dwadzieścia lat polowała na młode dziewczęta, które ginęły w jej zamku podczas strasznych tortur.

Postacią Elżbiety Bathory jestem zafascynowana od lat, i gdy w końcu przyszła okazja do zapoznania się z literaturą traktującą na jej temat nie zawahałam się ani chwili i sięgnęłam po „Panią na Czachitcach” spodziewając się krwawego horroru, nieludzkiego okrucieństwa i nieustannego napięcia, a to wszystko w zbeletryzowanej powieści. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że historia, która miała opowiadać o Elżbiecie Batorównie i być krwawą jatką urządzaną przez psychopatyczny umysł młodym, nieskalanym dziewczętom, okazała się… ROMANSIDŁEM, a czachticka pani grała zaledwie rolę drugoplanową. Przez większość książki jesteśmy świadkami uczuciowych rozterek zbójników, ich przyjaciół i kobiet. Widzimy ich usilne zmagania się ze straszliwą władczynią, która wcale nie jest taka straszliwa. Budzi jedynie politowanie i nieco irytuje. Każdy współczesny człowiek ma w klasie taką Batorównę – słynną przywódczynię dziewczęcego klanu, która ma dwie, góra trzy najlepsze psiapsiółki i brzydkiego adoratora, beznadziejnie w niej zakochanego. Niedostrzeżony, odrzucony i pomiatany lata za swoją boginią nie rozumiejąc, że jego starania nigdy nie zostaną odwzajemnione.

Główna wada powieści, której nienawidzę to papierowi i irytujący bohaterowie. Tutaj miałam tego aż w nadmiarze, nie wspominając już o tym, że od początku wiedzieliśmy kto jest dobry, a kto zły. Autor odebrał mi prawo wyboru – już na początku wiedziałam, że muszę kibicować zbójnikom, ponieważ grafka była po prostu nieciekawa i śmieszna, zwłaszcza wtedy, gdy mdlała, albo tupała nóżką zamiast ścinać głowy, wypruwać wnętrzności i przelewać krew.

Po przeciwnej stronie mamy klan zbójników z Andrzejem Drozdem i Janem Kaliną na czele. Kropka w kropkę Janosik, tylko że o wiele mniej śmieszni. Są dobrzy, pomagają biednym i pokrzywdzonym, a z każdej opresji wychodzą cało dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności.

Może uznacie mnie za psychopatyczny umysł, ale dla mnie było tam za mało śmierci. Za mało „martinowskich aktów przemocy”. Dobrzy bohaterowie nawet jeżeli znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, wychodzą z niego niemalże bez szwanku, ci źli przechodzą cudowną metamorfozę i po zobaczeniu „blondwłosego anioła o bladych liczkach” w imię miłości postanawiają walczyć o prawo i sprawiedliwość, wszyscy są szczęśliwi, w horrorze mamy happy end i nie, nie jest to spojler! Ja się pytam grzecznie, gdzie krwawa jatka, gdzie tortury, gdzie wszechobecne zło i groza, gdzie dziesiątki śmierci i okrzyki przerażenia?

Język powieści również pozostawia wiele do życzenia: przymiotniki, przymiotniki i jeszcze raz przymiotniki. Albo to wina tłumacza, albo autor połknął słownik i zaczął wypluwać słowa na chybił trafił, bez ładu, składu i umiaru. Archaiczność, która miała dodawać zapewne historii klimatu – męczy. Na początku nie mogłam się w ogóle w książkę wciągnąć, gdyż co chwila napotykałam słowa, których nie rozumiałam, albo musiałam czytać od początku całe zdanie, żeby zrozumieć o czym w ogóle jest mowa.

Akcji nie mamy praktycznie w ogóle, bo nawet jeśli autor zlitował się nad Czytelnikiem i zaczął bitwę, to zaraz została ona zakończona – a jakże! – zwycięstwem zbójników. Zbrodnie Elżbiety Batorówny istniały chyba tylko we wspomnieniach starego księdza i wspominkach służby, która była przesłuchiwana jakiś czas potem. Początek był niezły – mroczy, tajemniczy, pełen grozy – lecz o obietnicach złożonych wtedy przez autora szybko można było zapomnieć. Po groteskowym wstępie, jakim był widok martwej, wypompowanej z krwi do cna dziewczyny, dostajemy porcję ckliwych powitań, romantycznych miłości i zawiązania nowych, dających nadzieję na lepsze jutro, przyjaźni. Potem jest już tylko gorzej – szkoda.

Ze wzmianki dowiadujemy się, że „Pani na Czachticach” dawno, dawno była publikowana w odcinkach na prośbę redaktora naczelnego upadającego pisemka. Jožo Nižnánsky, jak można by się było spodziewać, pisemko uratował. Pozostaje tylko pytanie jak słabe i niepoczytne musiało ono być?

Podsumowując – jestem bardzo zawiedziona. Książka miała naprawdę ogromny potencjał! Dziwię się, że autor go nie wykorzystał i dosłownie spartaczył tak świetnie zapowiadającą się powieść. Od tej chwili już na zawsze, „Pani na Czachticach” pozostanie dla mnie symbolem niewykorzystanych możliwości i zniweczonych nadziei. 

  

Komentarze

  1. A tak dobrze się zapowiadała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również miałam co do tej książki spore oczekiwania. Zwłaszcza, że traktuje o jednej z najbardziej intrygujących postaci w historii. Cóż, szkoda.

      Usuń
  2. Mnie również postać Krwawej Hrabiny niezmiernie interesuje. Pamiętam, że skakałam z radości kiedy w bibliotece dorwałam "Panią na Czachticach". Niestety radość skończyła się wraz z pierwszymi stronami. Książka jest okropnie nudna i nijaka. Siłą zmusiłam się do dobrnięcia do zakończenia, a potem z ulgą jak najszybciej odniosłam do biblioteki.

    Nie rozumiem jak można było tak bardzo spłycić i okroić historię jednej z ciekawszych mrocznych postaci historycznych :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, aż tak źle? Nie przeczytam, nie będę się męczyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Elżbietę, choć dotąd nie trafiłam na dobrą książkę o niej/z jej udziałem. Oczywiście, nie tracę nadziei, że to się kiedyś zmieni. ;) Czytałam, całkiem niedawno, "Hrabinę. Tragiczną historię Elżbiety Batory". I wiesz, niektóre twoje uwagi też mogłabym do niej zastosować: bohaterowie może i nie są całkiem papierowi, ale fajnie byłoby zobaczyć bardziej skomplikowane postaci. Zwłaszcza ten podział na dobrych i złych mnie irytuje (nie tylko tutaj, we wszystkich książkach). Jak dziecko ma wyrosnąć na taką Elżbietę, to już w dzieciństwie musi zabijać małe, bezbronne ptaszki i bić prostych chłopów. Rozumiem twoją potrzebę grozy, śmierci, niepokoju, zagrożenia itp. w takich książkach, czasem człowiek chciałby przeczytać coś naprawdę dark (czy to fantasy, czy też powieść historyczną), bez romansu i szczęśliwego zakończenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To wielka szkoda, że potencjał w tej książce nie został w pełni wykorzystany... Nie chcę się rozczarować i tracić czasu, dlatego nie sięgnę po tę książkę.
    Staram się sięgać po bardzo dobrze oceniane książki.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem to w pełni. Też staram się po takie sięgać. Ale czasem zdarzy się taka, która niekoniecznie uchwyci mnie za serce. Polegam na opinii innych czytelników, ale zdecydowanie bardziej wolę doświadczać sama.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!

Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (:

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy