Cassandra Clare – Mechaniczna księżniczka



Tytuł: Diabelskie maszyny. Tom III: Mechaniczna księżniczka

Tytuł oryginału: The Clockwork Princess. The Infernal Devices – Book Three

Autor: Cassandra Clare

Wydawnictwo: MAG

Ilość stron: 543

Ocena: 10/10










„Mroczna sieć zaczyna się zaciskać wokół Nocnych Łowców z Instytutu Londyńskiego. Mortmain planuje wykorzystać swoje Piekielne Maszyny, armię bezlitosnych automatów, żeby zniszczyć Nocnych Łowców. Potrzebuje jeszcze tylko ostatniego elementu, żeby zrealizować swój plan. Potrzebuje Tessy Gray, Charlotte Branwell, szefowa Instytutu Londyńskiego, rozpaczliwie stara się znaleźć Mortmaina, zanim ten zaatakuje. Ale kiedy Mortmain porywa Tessę, chłopcy, którzy roszczą sobie równe prawa do jej serca, Jem i Will, zrobią wszystko, żeby ją uratować. Bo choć Tessa i Jem są zaręczeni, Will jest zakochany w niej jak zawsze.”

Ktoś napisał, że ta książka zostawi Cię płaczącego na podłodze… Przez kilka dni. Ja dość długo powstrzymywałam się z napisaniem tej recenzji. Dlaczego? Recenzja jest tak jakby ostatnim stadium czytania. A ja nadal nie mogę się pogodzić z tym, że to koniec. Nie przyjmę do wiadomości faktu, że moja przygoda z Diabelskimi Maszynami dobiegła kresu. Owszem, mogę wracać do tej trylogii w nieskończoność, mogę ją czytać na okrągło, ale będzie to swego rodzaju odtwarzanie wspomnień. Czegoś co już było. Co się skończyło, choć odtwarzane raz po raz sprawia wrażenie, że nadal trwa. Jak piosenka, którą jesteśmy zachwyceni na tyle, by co chwila wciskać replay.

Podczas czytania ostatniego tomu Dibaleskich Maszyn przeżywałam całą gammę uczuć: od zachwytu, przez rozczarowanie, aż do złości i łez. Kilkakrotnie odkładałam książkę, aby móc się uspokoić, lub przetrawić dany fragment. Z jednej strony chciałam książkę skończyć tuż przed 7 stycznia, a jednocześnie celowo spowalniałam ten proces. Istny paradoks, naprawdę dziwny. Cieszę się jednak, że choć narzuciłam żółwie tempo, udało mi się książkę skończyć przed powrotem do szkoły. Nie wiem bowiem, czy przeciągając ją do ostatniej chwili potrafiłabym się pozbierać w tak krótkim czasie. Czy w ogóle, kiedykolwiek się po niej pozbieram.

Ta trylogia utwierdziła mnie w przekonaniu, że tylko pani Clare jest w stanie zagrać na moich uczuciach, tak bardzo. Tak, że będę odczuwać psychiczny i fizyczny ból nie tylko podczas czytania, ale również wtedy, gdy książka się skończy. „Mechaniczna księżniczka” niejednokrotnie złamała moje serce mieszając, tak poetycko to ujmę, czarną rozpacz bez dna z ulgą, ale również lekkim rozczarowaniem. Bo to przecież nie może się tak skończyć.
Bohaterów ponownie nie będę przedstawiać. Powiem tylko, że każdy z nich znalazł i zagarnął sobie jakąś część mojego serca. Tak, wliczając nawet tych złych. Każdy z nich miał również swoje wzloty i upadki. No może za wyjątkiem Jema, którego pokochałam od samego początku, już na zawsze, bezwarunkowo.

To, co najbardziej urzekło mnie w Diabelskich Maszynach, to klimat. Klimat starego, szarego, deszczowego Londynu, kreacje bohaterów. W trakcie czytania miałam wrażenie, jakbym się przeniosła 200 lat wstecz. Niemalże czułam osiadającą na skórze chłodną mgłę, zapach zakurzonych, mrocznych ulic miasta. Niejednokrotnie zapragnęłam wskoczyć w długą, bufiastą suknię, halkę i gorset, upiąć włosy i ruszyć na spotkanie z eleganckim dżentelmenem, który napisze dla mnie wiersz i zabierze na przejażdżkę powozem.

Myślałam, że skoro Diabelskie Maszyny są prequelem „Darów anioła” to dowiem się czegoś, co choć w niewielkim stopniu odpowie mi na pytania: Jak? Po co? Dlaczego?, pojawiające się nieustannie w historii Clary i Jace’a. Odpowiedzi nie udzieliły. Dały za to kolejną serię książek, które pokochałam całą sobą i które zostawiają daleko w tyle wszystkie inne z tego gatunku. Choć moje serce krwawi po rozstaniu biję pokłony w stronę pani Clare i gorąco dziękuję za Mechaniczną Trylogię. Za to, że mogłam się jeszcze raz i na nowo w jej twórczości zakochać.


Ave atque vale Nocni Łowcy…




Komentarze

  1. Mimo pochlebnych recenzji, nie jestem jakoś przekonana do tej serii... :) Może kiedyś się to zmieni. Piosenka Perri jest śliczna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam zamiar przeczytać "Miasto kości", ale kiedy to się stanie, to już może być większym problemem. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!

Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (:

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy