Harlan Coben – Jedyna szansa
Tytuł: Jedyna szansa
Tytuł oryginału: No second chance
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz
Ilość stron: 416
Ocena: 7/10
„ Kiedy trafiła mnie pierwsza kula,
pomyślałem o swojej córce… Chirurg plastyczny Marc Seidman – człowiek, który
nie miał wrogów – zostaje postrzelony we własnym domu i zapada w śpiączkę. Po
kilkunastu dniach budzi się w szpitalu i dowiaduje, że jego żona nie żyje, a
sześciomiesięczna córka Tara zniknęła bez śladu. Policja podejrzewa go o udział
w zbrodni. Otrzymawszy pocztą żądanie zapłaty okupu w wysokości dwóch milionów
dolarów, Marc reaguje jak praworządny obywatel – informuje FBI. Pieniądze
zostają przekazane, lecz porywacze nie oddają dziecka. Mija osiemnaście
miesiący, śledztwo utyka w martwym punkcie. Nieoczekiwanie porywacze ponownie
nawiązują kontakt. Marc jest gotów na wszystko, by odzyskać Tarę…”
Bardzo lubię Cobena.
O czym chyba już niejednokrotnie wspominałam. Gdyby istniała nagroda
przyznawana indywidualnie od każdego czytelnika dla, jego zdaniem, najlepszego
autora, Coben by ją dostał. Ode mnie. A co!
Każda jego książka,
to gwarancja sporej dawki wrażeń i emocji, które towarzyszą czytelnikowi przez
cały czas trwania lektury. Krótkie rozdziały, ciągle pojawiające się nowe tropy,
które z czasem okazują się fałszywe, kolejne niewyjaśnione zagadki, dobrze
rozbudowana intryga i stopniowo budowane napięcie to elementy, które są
charakterystyczne dla Cobena. Za każdym razem stawia on czytelnika przed
wyzwaniem rozwiązania zagadki, co często kończy się porażką.
Wyobraźcie sobie
teraz, że macie rodzinę. Piękna żona, wspaniała córeczka. Dzień zaczyna się jak
każdy, z pozoru normalnie. Budzicie się z myślą, że już za chwilę musicie wyjść
do pracy, a waszym największym zmartwieniem są niepoparowane skarpetki w
szufladzie. Pochylacie się nad zlewem jedząc zaimprowizowane śniadanie
składające się z batonika muesli. I trach!
Budzicie się w szpitalu z ogromną luką w pamięci i dowiadujecie, że wasza żona nie żyje, a sześciomiesięczne dziecko zostało porwane i być może już nigdy go nie odzyskacie.
Budzicie się w szpitalu z ogromną luką w pamięci i dowiadujecie, że wasza żona nie żyje, a sześciomiesięczne dziecko zostało porwane i być może już nigdy go nie odzyskacie.
Co robicie?
„Jedyna szansa” jest już moją którąś z kolei książką
Cobena, po którą sięgnęłam. I muszę przyznać, że odrobinę się zawiodłam. Przede
wszystkim na bohaterach, którzy w „osobnych” książkach nie są rozwijani
praktycznie wcale. Są… Papierowi. Trudno mi było wyobrazić sobie na przykład cierpienie
Seidmana, które, bacząc na sytuację, musiało być ogromne. Dla mnie było po
prostu sztuczne. Podobnie jak cała postać doktora.
Jedyną bohaterką
przedstawioną w miarę barwniej od pozostałych jest Lydia – niepozornej budowy
kobieta, była aktorka, której kariera zbyt szybko dobiegła końca. Pokrzywdzona
dziewczynka postanawia więc zająć się czymś bardziej opłacalnym. Morderstwa?
Why not? Jeżeli do tego dochodzi jeszcze zysk materialny i upragniony powrót do
„odstawiania roli”.
Verne, pospolity
chłopina z odludnej farmy, zyskał moją niekłamaną sympatię, mimo, że autor nie
przedstawił go zbyt uroczo. Jednak to, co najbardziej rzuca się w oczy, to to,
jak wielkim uczuciem Verne darzy swoją żonę i synów. Katarina już
niejednokrotnie go okłamała, nieważne dobre pobudki, kłamstwo to kłamstwo.
Wmawiane przez kilkanaście lat przez ukochaną osobę może zranić do żywego,
jednak mężczyzna stara się zrozumieć ukochaną, nie potępia jej. Ta dobroć
bijąca od postaci Verne’a sprawiła, że polubiłam tą postać w sumie od pierwszej
sceny, w której się pojawił.
Największym minusem
książki jest według mnie to, że została kompletnie obdarta z poczucia humoru,
które u Cobena zawsze było obecne. Przez to książka wiele traci. Przywykłam bowiem
do zabawnych dialogów w stylu Myron & Win. Być może dlatego z początku
lektura nieco mi się dłużyła, jednak nie byłabym sprawiedliwa, gdybym nie miała
jej polecić.
Odradzam natomiast,
jeżeli miałoby to być wasze pierwsze spotkanie z tym pisarzem. Można się
zrazić, bowiem Coben nie daje tutaj popisu swoim talentem i z niewiadomych
powodów rezygnuje ze swoich mocnych stron.
Od dawna marzę o tym, żeby poznać twórczość Cobena, ponieważ wiele moich znajomych wypowiada się na jego temat niemal w samych superlatywach, dlatego muszę wreszcie się zmobilizować i sięgnąć po jakąkolwiek książkę tego autora. Może nawet po powyższą pozycję, bo brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem jego dwie książki i z chęcią przeczytam kolejne. :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory przeczytałam jedną ksiazkę Cobena, podobała mi się, ale nie była mistrzostwem, sądzę jednak, że to nie koniec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńTakie jak ja czyli jakie? :>
OdpowiedzUsuńU mnie na laptopie jest normalnie czytelna, ale zmienilam, może teraz będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńNie są wcale takie dlugie i piękne, tak naprawdę są krótsze, bo mam kręcone, a akurat do zdj wyprostowalam ;o
Chyba będę musiała się wgłębic w twórczośc tego autora :D ,
OdpowiedzUsuńPapierowi bohaterowie i brak poczucia humoru raczej nie skuszą mnie, bym sięgnęła po tę pozycję, ale chętnie zapoznałabym się z jakąś inną książką Cobena :-)
OdpowiedzUsuń