Becca Fitzpatrick – Finale
Tytuł: Finale
Tytuł oryginału: Finale
Autor: Becca Fitzpatrick
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 416
Ocena: 6/10
„Czy
istnieją takie przeszkody, których nawet miłość nie pokona?
Nora jeszcze nigdy nie była tak pewna
swej miłości do Patcha. Upadły czy nie, to on jest tym jedynym. I choć
wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ta dwójka stanowi dla siebie
śmiertelne zagrożenie, dziewczyna nie ma zamiaru rezygnować z ukochanego. Teraz
muszą zjednoczyć siły, by stoczyć ostateczną walkę o życie.
Starzy wrogowie powrócą, pojawią się
nowi, a ktoś zaufany okaże się zdrajcą. I choć role zostały rozdzielone, Nora i
Patch nie wiedzą, po której stronie przyjdzie im walczyć.”
Witam was kochani, po
dość przydługiej przerwie. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moją niekompetencję.
Ostatnio nie mam czasu na nic poza szkołą, maturą i zbliżającą się wielkimi
krokami studniówką, na którą z resztą niechętnie się wybieram. Ale do rzeczy.
Jakiś czas temu w
moje łapki wpadła czwarta i zarazem ostatnia część cyklu o miłości zwykłej dziewczyny
i upadłego anioła. Od razu zaznaczę, że „Szeptem”
jest jedną z tych książek, które obdarzyłam wyjątkowym sentymentem. Nic
więc dziwnego, że od jego kolejnych części oczekiwałam równie wysokiego
poziomu.
W tym tomie Patch i
Nora ukrywają swój związek przed innymi w obawie, że miłość, którą darzą siebie
nawzajem mogłaby zaszkodzić nie tylko im, ale również ich bliskim. Bowiem
upadłe anioły i nefilim od lat stanowią dla siebie ogromne zagrożenie.
Zwłaszcza teraz, gdy cheszwan już za pasem, a Nora, związana przysięgą musi
stanąć na czele nefilskiej armii i poprowadzić ją do zwycięstwa. Nie jest to
jednak takie proste jak myślała. Poddani są nieufni, a umiejętności walki
dziewczyny również pozostawiają wiele do życzenia. Nora na szczęście zawsze
może liczyć na swoich wiernych przyjaciół. Rozpoczyna trening, który ma za
zadanie lepiej przygotować ją do bitwy. Roli nauczyciela podejmuje się Dante –
przyjaciel Scotta i jeden z najbardziej poważanych Nefilów. Jego relacje z nową
przywódczynią są jednak dalekie od ideału. Jakby tego było mało na życie Nory
czyha jeszcze więcej niebezpieczeństw. Archanioł robiący lewe interesy na
ziemi, zdeprawowani Nefilowie chcący powrotu Czarnej Ręki, wściekli upadli
aniołowie, desperacko poszukujący wasala… Na domiar złego Dabria zaczyna coraz
bardziej zbliżać się do Patcha a Marcia nie przestaje węszyć w sprawie śmierci
ojca. Czy dojdzie do ostatecznego starcia między upadłymi aniołami a Nefilami? Czy
bohaterowie mogą ufać sobie nawzajem? I najważniejsze… Czy mogą ufać samym sobie?
To może zacznijmy od
Nory. Ta postać od samego początku mnie irytowała. Swoją bezradnością, wymuszoną
delikatnością i płytkością. Niestety. Ale od początku… Norę (by the way, skąd w
ogóle autorka wytrzasnęła to imię?) poznajemy, gdy jeszcze chodzi do miejscowego
liceum. Jest skromną, niewyróżniającą się z tłumu dzieweczką, do której życie
na chybił trafił postawiło się uśmiechnąć. Poznaje seksbombę – Patcha, w którym
zakochuje się bez pamięci. Od tamtej pamiętnej chwili jesteśmy świadkami jak
Nora przez dwa kolejne tomy wyrzuca sobie swoje „nieogarnięcie” przy swoim
chłopaku, tylko po to, aby w tym ostatnim przeistoczyć się w super laskę, która
sama siebie uważa za boginię, urodą dorównującą Afrodycie. Dla mnie wyszło to
co najmniej dziwacznie.
Postać Patcha została
całkowicie sprowadzona na margines, a jego charakter spłycony do granic
możliwości. W każdej scenie, w której się pojawiał powtarzał w kółko to samo a
jego rola w książce sprowadzała się tylko i wyłącznie do towarzystwa dla Nory,
która co rusz narzekała, że jest beznadziejna w byciu przywódczynią. Chłopak
został kompletnie obdarty z własnej osobowości co spowodowało, że znielubiłam
go jeszcze bardziej.
Jak dobrze mieć
przyjaciół! Vee to postać, która według mnie zasługuje na cały osobny akapit.
Nie, jej też nie lubię, bo jak wszystkie postacie w tej serii jest przesadzona,
a wydarzenia z jej osobą w roli głównej co najmniej nieprawdopodobne (a jednak…?).
Pani Fitzpatrick zrobiła postać, której dostała się rola ofiary i zapychadła. Bowiem
Vee, moim zdaniem, została stworzona tylko po to, aby Nora nie wyglądała na
totalnego no life’a, którym z resztą była.
Jedyną postacią,
która zasługuje na jakiekolwiek wyrazy uznania jest Scott. Ni mniej, ni więcej
najlepszy przyjaciel głównej bohaterki i chłopak Vee. Pojawił się w drugiej
części i od samego początku zyskał sobie moją sympatię, nie jestem w stanie
powiedzieć dokładnie czym. Może faktem, iż mam słabość do kulturalnych sukinsynów.
Albo po prostu tym, że jest przedstawiony o wiele barwniej niż wszyscy inni,
mimo że w tym tomie jego rolę mona określić jako epizodyczną.
Książka jest pełna
niespójności i wydarzeń zupełnie nieprawdopodobnych, poplątanych tak, że chcąc
je zrozumieć, czytelnik musi całą swoją uwagę skupiać na książce. Nie chcę,
abyście moją krytykę odebrali jako puste słowa nie mające poparcia, dlatego
przytoczę jeden z wielu przykładów owego „niedopatrzenia” autorki:
Nora gubi dwa
telefony i NIE znajduje ich, a
później jakimś cudem z nich dzwoni. What the fuck?
To samo tyczy się wszelkiego
rodzaju bijatyk, czy wszechobecnej w tym tomie wojny. Nora (jak zwykle) ani
zadraśnięcia, Patch kilka wyrwanych piórek, Vee całkiem nieźle się trzyma, a
postacie mniej znaczące, których imion nawet nie dane nam było poznać, zostają
zarżnięte jak bydło.
Na zakończenie
dorzucę jeszcze mały fakt z IV tomu: wszystkie upadłe anioły wraz z Nefilim i
archaniołami, zamieszkiwały tą jedną mieścinę, gdzie Nora sobie spokojnie żyła
w niewiedzy. Naprawdę! Jestem równie poważna, jak starała się być autorka -
zwłaszcza w tej ostatniej części.
Podsumowując: Na tej
części się zawiodłam. Autorka tak usilnie starała się zrobić coś innego i
świeżego, że jedynym efektem tych starań okazał się bajzel jakich mało. Wszystkie
wątki kończyły się dziwacznie, a zwroty akcji były tak niedorzeczne, że
przekroczyły granice dobrego smaku. Najgorsze
jest to, że ta seria naprawdę miała potencjał! Nawet ja to widzę, ale
okropny styl pisania oraz nieciekawe postacie sprawiły, że jest to książka,
jakich wiele. Chciałoby się rzec, że przeciętna, niestety.
Ja niestety też, nie zachwyciła mnie ona w pełni. Ale mimo wszystko cały czas z wielką chęcią będę wracać do pierwszej, uwielbiam ją. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Cała seria już dawno za mną i w sumie, podobała mi się. Chociaż pamiętam, że ostatnia część jakoś nie bardzo mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa pierwsze tomy tej serii i potem już zupełnie o niej zapomniałam na rzecz innych książek. Muszę jednak zmobilizować się i dokończyć ten cykl, gdyż pierwsze jej tomy podobały mi się.
OdpowiedzUsuńSerię znam, ale nie całą - tego tomu jeszcze nie czytałam. Z ciekawości planuję jednak do niego zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńMuszę się poznać z tą serią :)
OdpowiedzUsuńMnie się ten tom wyjatkowo spodobał :) Płakałam na końcu i mocno się zdziwiłam, że po słabszych Crescendo i Ciszy tak fajnie się pani Fitzpatrick udało napisac czwarty tom. Ale gusta są różne, jak i oczekiwania do książek, wiem po sobie, bo na przykład Tam, gdzie śpiewają drzewa spodobało się zdecydowanej ilości blogerów, a mnie kompletnie nie urzeklo i zupełnie nie wciągnęło ;)
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio nie miałam na nic czasu: jak nie obowiązki szkolne, to problemy związane z remontem mojego pokoju. Ale teraz będzie lepiej, mam nadzieję, nie chciałabym opuścić twoich kolejnych wpisów, tak fajnie się je czyta. :) I zawsze mnie czymś rozbawisz.
OdpowiedzUsuń"by the way, skąd w ogóle autorka wytrzasnęła to imię?" - Nora to ładne imię, podoba mi się. :) Wiele razy się z nim spotykałam. Patch natomiast brzmi dziwacznie (może dlatego, że wcześniej o nim nie słyszałam).
"postacie mniej znaczące, których imion nawet nie dane nam było poznać, zostają zarżnięci" - Stara zasada: status głównego bohatera ochroni cię przed wszystkim. :) A, i chyba powinno być "zarżnięte"?
Pozdrawiam ciepło!
Trochę szkoda serii..
OdpowiedzUsuń