#12 Charlotte Link - Echo winy





Tytuł: Echo winy

Tytuł oryginału: Das Echo der Schuld

Autor: Charlotte Link

Wydawnictwo: Sonia Draga

Ilość stron: 463

Ocena: 8/10










„W pobliżu skalistej wyspy Skye tonie jacht niemieckiego małżeństwa, Livii i Nathana Moore. Rozbitkowie uchodzą z życiem, ale tracą cały dobytek. Ocalałym z katastrofy oferują gościnę angielski bankier Frederic Quentin i jego żona Virginia, zabierając gości do małego miasteczka w Norfolk, na skraju którego mają posiadłość.
 Wraz z pojawieniem się tajemniczej pary cudzoziemców z miasteczka zaczynają nagle znikać małe dziewczynki, które policja odnajduje po czasie martwe i zgwałcone. Na mieszkańców pada strach, ale do Virginii, matki kilkuletniej dziewczynki, wydaje się nie docierać groza sytuacji i niebezpieczeństwo czyhające na jej córeczkę. Całą jej uwagę pochłania Nathan, którym jest coraz to bardziej zafascynowana...”


Tak więc wróciłam do was po całej dwutygodniowej przerwie, kiedy to oddychałam i rozkoszowałam się swoją najukochańszą w świecie Anglią. Już nawet teraz, rychło po powrocie, zaczynam za nią tęsknić, mimo że w angielskich domkach pokój dzienny, tudzież salon, jest rozmiarem zbliżony do mojego pokoju. Uczucie klaustrofobii o dziwo mnie jednak nie dopadło. Tuż przed wyjazdem ważąc swój bagaż zastanawiałam się gdzie ja do cholery upcham moje skarby?! Ograniczenia do 10 kg nie są dla mnie, ale dla dobra sprawy postanowiłam książek nie zabierać. Na miejscu natomiast wygrzebałam dwie: „Wiedźmina”, którego z wielką chęcią zaczęłam czytać nie mogąc się jednak pozbyć uczucia deja vu (wiecie… Gra, serial i film robią swoje. Są dość wiernie odtworzone, ale o tym potem.) oraz zaplanowane na dziś, „Echo winy”.

O Charlotte Link wiele dobrego słyszałam od mamy. W Internecie również można się było doszukać mnóstwa pochlebnych o niej opinii. Bądź co bądź ja, czyli ta, która za mediami i radami innych nie podąża, postanowiłam jednak ową książkę przeczytać. Nie oznacza to wcale, że stałam się jakaś bardziej podatna na bodźce z zewnątrz, o nie. Po prostu w akcie desperacji mogłam sięgnąć po byle co, aby pisane. Efekt? Lektury nie żałuję, mimo że w niektórych momentach mnie irytowała niesamowicie, a w innych znów fabuła odstawała to tu to tam. Da się to jednak przełknąć, uwierzcie.

Książkę podzielono na dwa główne wątki: sprawę zaginionych dziewczynek i historię Virginii.  Gdzie indziej mogłoby to uwierać i irytować, jeżeli ktoś nie lubi tego typu zabiegów, ale tutaj wyszło to książce tylko na zdrowie. W wielu recenzjach możecie spotkać się ze stwierdzeniem, że powieści pani Link są obyczajowymi dramatami z thrillerem w tle. Owszem, zgodzę się z tym. Wątek kryminalny stanowi tylko tło, ale w porównaniu z pierwszym planem wypada tak barwnie, że żałowałam, iż autorka poświęciła mu tak mało uwagi. Dobra po kolei, bo znów robię powidła.

Virginia Quentin, choć z początku postać mało znacząca, w trakcie powieści (nie wiem jak i dlaczego) nagle awansuje na pierwszy plan. O zgrozo! Postać tak bezmyślna, głupia i pusta, że miałam ją ochotę objąć wokół szyi… Drutem kolczastym najlepiej, a co. Poznajemy ją jako przykładną żonę i matkę, gospodynię o dobrym sercu, która zgodziła się przyjąć dwóch rozbitków do swego domu i ich ugościć. Prawda, że uroczo? No pewnie, aż się rzygać chce. Co z tego, że z czasem zaczyna ona coraz śmielej flirtować z Nathanem i koniec końców ląduje z nim w łóżku, a na wytłumaczenie ma tylko to, że mąż od dawna nie potrafi jej porządnie posunąć? To przecież nic takiego, każdemu się to zdarzy. Jakby tego było mało, nasza bohaterka objawia jeszcze głębsze stadium głupoty, uciekając ze swym Romeem do odludnego domku przy plaży, podczas gdy jej mała córeczka pada ofiarą zabójcy-pedofila. To też nic zdrożnego, niektóre kobiety nawet po tylu latach wychowywania dziecka nie potrafią obudzić w sobie instynktu macierzyńskiego. Nawet jej skrzętnie skrywana przez lata tajemnica, która w trakcie czytania wyjdzie na jaw, nie nada tej postaci kolorytu. Nie sprawi, że zaczniemy jej współczuć. Virginia od samego początku była zepsuta. 

Drugim i, na szczęście(!), ratującym cała sypiącą się sytuację wątkiem, jest „wcielenie się” w ukrytego obserwatora, który towarzyszy jednej z potencjalnych ofiar pedofila – małej dziewczynce. Mamy szansę podziwiać umiejętność nawiązywania konwersacji z małymi dziećmi przez zbrodniarza, obudzenia w nich zaufania i na koniec wymuszenie dochowania tajemnicy. Tutaj objawia się jego znajomość dziecięcej psychiki. Przez każdą z dziewczynek opisywany jest jako nieziemsko przystojny. Urodą i wdziękiem niemalże dorównuje hollywoodzkim aktorom, to nam zawęża krąg podejrzanych prawda? Na kogoś pada cień podejrzeń, a kogoś wykreślamy z listy. Pytanie tylko czy wykreślamy słusznie?

Charlotte Link bardzo szczegółowo opisuje wątek utraty dzieci przez rodziców. Widzimy zachowania poszczególnych matek i ojców, ich reakcje na tak wielką tragedię, która ich spotkała. Towarzyszymy im, kiedy przeżywają całą gammę uczuć poczynając od bólu i strachu, poprzez zwątpienie i oczekiwanie pomieszane niejako z nadzieją, które na koniec przechodzi w cierpienie i rozpacz. Autorka opisała to bardzo realistycznie, podobnie jak samych bohaterów. Pokazała nam kontrastujące ze sobą portrety zrozpaczonych rodziców, którzy pomimo swoich wcześniejszych uczuć i zachować wobec dzieci, po ich stracie rozpaczają tak samo.

Rozwiązanie zagadki następuje dopiero pod sam koniec lektury. Tak jak w wielu książkach mnie to razi, tak tutaj jestem skłonna to przeboleć, bowiem wszystkie inne wątki, mające się zakończyć, zostały zakończone wcześniej, a do wyjaśnienia pozostał tylko ten jeden: KTO ZABIŁ? Po jego rozstrzygnięciu więc, następuje koniec. Pustka.  Nie ma już czego ciągnąć i opisywać.

Na koniec, jak to zwykle mam w zwyczaju kilka uwag technicznych, nieco zgryźliwych i chamskich po prawdzie, ale w końcu to JA. Ilustracja na okładce książki ma się nijak do jej treści. Oho, zaczęłam zwracać uwagę na okładki. Rzecz dzieje się w mglistej, chłodnej Anglii (m.in. dlatego tak chętnie ją wzięłam) tymczasem owy krajobraz jest jak na mój gust - toskański. To po pierwsze. Po drugie błędy! Na literówki oko przymknę, ale kwiatki w rodzaju "wyszczerzone oczy" czy "stróżki łez" uważam za niewybaczalne.

Podsumowując: polecę wam tę książkę, choćby ze względu na zaskakujące zakończenie i dobrze skonstruowane psychologiczne opisy. Nie jest ona jednak jedną z tych, od których nie można się oderwać.
 


Komentarze

  1. Gdyby to było takie proste... naprawdę staram się nie smucić, ale nie zawsze się da. Jednak nie zawsze jest źle, więc daję radę. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskakujące zakończenie to jest to co lubię najbardziej!
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładki niestety, ale bardzo często nijak odnoszą się do zawartości książek. Zazdroszczę wyjazdu, Anglia to moje marzenie!
    A co do książki - średnio mnie ciekawi, więc chyba raczej ją sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, jak można wyszczerzyć oczy? :D Nie, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I jak było na wakacjach, może podzielisz się ciekawymi historiami? :)
    Wyszczerzone oczy rozbawiły i mnie! Byłam raz na warsztatach edytorskich i tam pokazywano nam znaki edytorskie itp. Niestety, człowiek potrafi wiele błędów (nie mam na myśli błędów ortograficznych, tylko literówki i takie podmiany słów właśnie) przeoczyć. To tak jak ze słowami o poprzestawianych literach w środku - jeśli pierwsza jest na swoim miejscu, nie mamy problemów z odczytaniem.
    Żeby nie było: nie usprawiedliwiam, korektą powinno się zajmować więcej osób dla pewności (i komfortu czytelnika). Ale czasami te błędy są zabawniejsze niż dowcipy autora, prawda? ;)
    A "Wiedźmina" nie znam, chociaż mam w domu grę (tata jest fanem). Recenzowanej książki też nie znam. Autorka popularna w blogosferze: potwierdzam. Nie mam ochoty czytać o (choćby epizodycznych) zgwałconych dziewczynkach czy ofiarach pedofila. Za dużo o tym słyszę każdego dnia, żeby potem jeszcze czytać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy o tej książce nie słyszałam, ale okładka krzyczy do mnie: "Przeczytaj mnie!", więc kto wie, czy się nie skuszę :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę ci, że miałaś możliwość przebywać w Anglii. Ja nawet jeszcze nie byłam nigdy za granicą, ale może kiedyś...
    Co do samej książki, to brzmi szalenie ciekawie i emocjonująco. W każdym razie jej zarys fabuły trafił do mego serca, więc dam jej szansę poznania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dotąd nie słyszałam o tej książce i żałuję, bo fabuła wydaje się naprawdę interesująca i w moim guście - zbrodnia, intryga, to jest to ;) Dlatego z całą pewnością będę ją miała na oku ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad Czytelniku. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie komentarzy i odpisywanie na każdy z nich. Chętnie też poznam nowych ludzi lub podyskutuję. Więc nie krępuj się! Liczę na coś więcej, niż tylko proste "Przeczytam/Nie przeczytam."!

Uwaga! Jeżeli dodajesz komentarz mający na celu promocję Twojego bloga, zostanie on usunięty. Nie będę robić za tablicę ogłoszeniową. (:

Popularne posty z tego bloga

"Morze spokoju" - Katja Millay

„Moja jedyna miłości, jutro nigdy nie będzie nasze…”

Mike Carey – Przebierańcy