#7 Tam, gdzie romans miesza się z dramatyzmem…
Tytuł: Tak blisko…
Tytuł oryginału: Easy
Autor: Tammara Webber
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 336
Ocena: 9/10
„Obserwował ją, choć jej nie znał.
Zupełnie przypadkowo
stał się JEJ
WYBAWCĄ…
Niedługo potem przyszła wzajemna FASCYNACJA.
Jednak
przeszłość, z którą on próbował sobie poradzić
i
PRZYSZŁOŚĆ, w której ona pokładała tak wiele wiary,
mogły
ich ROZDZIELIĆ.
Tylko WSPÓLNIE będą mieli dość sił, by
zwalczyć
ból oraz poczucie winy,
zmierzyć
się z prawdą i doświadczyć
NIEOCZEKIWANEJ POTĘGI MIŁOŚCI.”
Zawsze chciałam mieć
chłopaka z mnóstwem tatuaży, dłuższymi ciemnymi włosami, przenikliwym
spojrzeniem i kolczykiem w wardze. Chciałam buntownika z duszą. Opiekuńczego,
czułego, kochającego, tajemniczego, mrocznego i męskiego zarazem. Ot, wyśnił mi
się taki. Zwykle go spotykam. Zewsząd na mnie napiera, że niemal czuję go
fizycznie. Tak, zdecydowanie w literaturze jest wszechobecny. Szkoda, że nikt
się nie pokwapi, aby na świecie stworzyć jego pierwowzór. Szkoda, że takiego
faceta, nikt nie weźmie za przykład… Ale dość już moich sercowych rozterek.
Ogólnie rzecz ujmując
nie lubię obyczajówek. Ba! Nie cierpię ich! Nudzą mnie straszliwie. Zero
polotu, zero kreatywności, zero akcji. Jedno wielkie nic nieznaczące zero. A
romanse? Boże broń! Słysząc słowo „romansidło” mam ochotę włożyć sobie palce do
gardła i zwymiotować (takie tam drastyczne opisy skrajnych emocji). Tym razem
jednak było inaczej…
Książka opowiada o
studentce ekonomii Jacqueline, która w akcie bezkresnego oddania i wielkiej
miłości, zrezygnowała z własnej pasji i zaprzepaściła szansę na dostanie się do
wymarzonej szkoły muzycznej. A wszystko przez tego nowobogackiego blondaska
imieniem Kennedy, który był jej wielką życiową miłością, a koniec końców i tak
kopnął ją w dupę, rzucając na odchodne coś o „czasie do wyszumienia się”.
Biedna, zrozpaczona Jackie, pogrąża się na równe 2 tygodnie w głębokiej
depresji ryzykując tym samym, zawalenie ekonomii, której swoją drogą szczerze
nie trawiła. Kiedy udaje się ją w końcu namówić, aby wyszła do ludzi i trochę
się rozerwała, nieomal pada ofiarą gwałtu Bucka, przyjaciela jej
eks-chłopaka. „Nieomal”, to znaczy, że z
opresji ratuje ją tajemniczy i intrygujący nieznajomy, który od tej pamiętnej
nocy będzie się pojawiał na drodze Jacqueline coraz częściej…
Akcja powieści rozgrywa się na uniwersytecie, co dla mnie – biednej duszy – jest wręcz zbawieniem, bo oklepane w mediach szkoły średnie już mi się przejadły. Główna bohaterka Jacqueline Wallace, choć czasem irytująca, da się lubić i, co najważniejsze, nie jest kolejną, niedoświadczoną słodką idiotką, wpadającą w objęcia pierwszego lepszego faceta i zakochującą się w nim bez pamięci.
Jednym z głównych
wątków, który ciągnie się za nami aż do samego końca powieści jest motyw
gwałtu. Dostajemy go po prawdzie opisanego dość powierzchownie, ale koniec
końców jest to powieść na pograniczu romansu obyczajowego (od dziś jest taki
gatunek) i psychologicznego dramatu. Nie ma się więc co łudzić, że dostaniemy
opływający we wszelkie pikantne szczegóły, obraz brutalnego gwałtu. Byłoby to
sprzeczne z założeniami tego typu powieści.
Drugim z głównych
wątków jest zgłębianie osobowości naszego tajemniczego ciacha – Lukasa
Maxfielda. Jeżeli chcemy mówić o złożonej osobowości, ów chłopak będzie
idealnym jej przykładem. Dźwigający przez kilkanaście lat ogromne poczucie
winy, poszukujący miłości i przede wszystkim wewnętrznej siły bohater, dla mnie
jest niezwykle ujmujący. A emanująca od niego aura tajemnicy sprawia, że wszystkie przesłodzone do porzygu wampiry mogą się schować!
Z miejsca muszę się
wam przyznać, że chyba się zakochałam! Tak, tak, dobrze myślicie. Naprawdę
podoba mi się wasz tok myślenia. Lukas Maxfield ma w sobie coś, co poruszyło
moje serce i było zdolne skruszyć mury obojętności na facetów, jakie
wybudowałam wokół siebie. Intrygował mnie od samego początku i nie przestał
nawet wtedy, gdy zdesperowana Jackie wyłowiła na światło dzienne jego skrzętnie
chowaną przez lata tajemnicę. Jest tylko
jedno ale… Takie maluśkie. On NIE ISTNIEJE. Jest imieniem i nazwiskiem, literą,
frazą, zdaniem. Jest pieprzonym tuszowanym na czarno echem, odbijającym się od
zapełnionych drobnym druczkiem papierowych kartek. O Boże, depresja gotowa a
serce złamane! A mówiłam, żeby sobie darować rozterki rodem skradzione od pana
Jędruli.
Językowi autorki
również nie mogę mieć nic do zarzucenia. Historia została przedstawiona w
barwny sposób ukazując nie tylko blaski studenckiego życia, ale również i
cienie. Znając siebie, jak zawsze przy kolejnym płytkim love story,
powiedziałabym po połowie książki, że jest banalna. Jednak tutaj banalność ta
została przedstawiona tak genialnie, że nie ma sposobu się od niej oderwać. Z
wypiekami na policzkach i szybko bijącym sercem przewracałam kolejne karki
tylko po to, aby jeszcze bardziej dać się porwać magnetyzmowi tej powieści.
Akcja takich książek
jest zwykle bardzo przewidywalna. Większość rzeczy mamy wyłożone na tacy. Tutaj
jednak niektóre momenty potrafiły mnie zaskoczyć, co było dużym plusem.
Jedyne co mogę
zarzucić książce to mało wyraziści i zbyt powierzchownie potraktowani
bohaterowie drugoplanowi. Mogę jednak na to przymknąć oko, zważywszy, że
powieść o miłości, powinna się przede wszystkim skupić na uczuciu łączącym
dwoje bohaterów. I na tym też się skupia.
„Tak blisko…” jest
dość specyficzną pozycją, w której zacierają się granice między romansem a
swego rodzaju dramatem. Było to dokładnie takie połączenie jakiego szukałam od
dawien dawna. Lekkie, przyjemne z nutką świeżego, młodzieńczego wdzięku.
Chwyciło za serce już przy pierwszej stronie i trzymało aż do ostatniej.
Czy ją wam polecę?
Oczywiście, że tak! Więc jeżeli jeszcze nie macie jej w swoich domach lećcie do
księgarni sprintem i pokażcie lekkoatlecie co znaczy bieg długodystansowy!
kurcze, właśnie przymierzam się do przeczytania jakiejś książki, wreszcie dla przyjemności, bo wszelkich lektur, szczególnie biologicznych mam już serdecznie dosyć, a tu zapowiada się całkiem ciekawe oderwanie od rzeczywistości, dramat połączony z romansem? nie ma lepszego kontrastu dla książek o wrzodach, glikokortykoidach i tego typu aż nazbyt przyziemnych sprawach. Będę tu najprawdopodobniej zaglądać częściej, przyda mi się miejsce, gdzie będę mogła zajrzeć w celu znalezienia jakiejś ciekawej książki lub filmu dlatego dodaję do obserwowanych ;)
OdpowiedzUsuńMilkę kupiłam w Żabce, jak zobaczyłam te kolorowe opakowanie ze smakowicie wyglądającymi kostkami, to nie mogłam się powstrzymać ;d Właśnie czegoś lekkiego do przeczytania mi teraz potrzeba, dlatego podejrzewam, że jeśli o mnie chodzi to trafiłaś z tą książką w 10 ;)
OdpowiedzUsuńRównież nie lubię romansów, ale ta bardzo ciekawie sie zapowiada. Może się na nią skuszę ;)
OdpowiedzUsuńObserwuję :)
Faktycznie, uniwersytet może być ciekawym oderwaniem od wszechobecnych szkół średnich:) Chętnie przeczytam jeśli gdzieś trafię na tę pozycję.
OdpowiedzUsuńMi rowniez sie nie podobają i bym czegos takiego sobie nie kupiła, ale jednak podziwiam kogoś kto by dał rade w takim czyms chodzic.
OdpowiedzUsuń