Ciche dni
Czasami czuję się, jakbym chodziła obok depresji na palcach. Cicho, ciuchteńko. Wciąż ze wstrzymanym oddechem. Czasem mam wrażenie, że zaraz zabraknie mi powietrza. Że się uduszę. Albo pęknę i zaczerpnę głęboko tchu, z ulgą. A ona to usłyszy. Leniwie uchyli jedno oko i zerknie. Przeciągnie się i z przeciągłym ziewaniem rozejrzy się wokół. I mnie zobaczy. Przecież to normalne, że nie lubię poniedziałków. Nikt nie lubi, to nic zdrożnego. Wtorek to właściwie powtórka poniedziałku, więc też mogę go nie lubić. Środa jest taka środkowa. Ani to początek, ani koniec tygodnia, czy da się lubić taki dzień? Czwartek przed piątkiem jest taki męczący. Taki ospały, taki niewiadomojaki i mamy chujowe zajęcia, ale w piątek już będzie lepiej. Piątki lubi każdy, to początek weekendu, to wstęp, przedsmak całych czterdziestu ośmiu cudownych godzin, które możemy wykorzystać tak, jak chcemy. Ale ich też nie lubię. Nadchodzi sobota, a ja mogę myśleć tylko o tym, że nie chce mi się wychodzić z łóżka, że