Pół roku i piętnaście dni
Nigdy nie wierzyłam w duchy, horoskopy, sny czy inne mistyczne rzeczy. Nigdy też nie przemawiała do mnie tradycyjna ideologia piekła i nieba. Nie przerażało mnie to i nie dodawało otuchy w ziemskich cierpieniach. Najbliższy był mi czyściec jeśli już. Trochę przypominał Ziemię, ale tylko trochę. W gimnazjum utożsamiałam się z bohaterem książek Mike'a Carey'a - Feliksem Castorem. Egzorcysta, który nie wierzy w Boga i mistyczne przybytki był mi niezwykle bliski, bo i ja nie wiedziałam do końca jak rozumieć wiarę i czy w ogóle chce ją rozumieć. Nie chcę. Na świecie zwykle jest tak, że to co z definicji powinno nas łączyć w rzeczywistości nas dzieli. Tak jest z wiarą. Tak jest z polityką i tolerancją. Z subkulturami i innymi nieszczęściami. Robi się z tego ideologię, w którą ślepo się wierzy. Hitler też wierzył, że jest nadczłowiekiem - wiemy jak to się skończyło. Ciężko jest mi uwierzyć, że po śmierci trafię do szczęśliwego raju i już nigdy nie będę miała zmartwień. C