Dlaczego nie mam przyjaciółki?
Tak optymistycznie zakańczam bożonarodzeniowy czas. Taką optymistyczną refleksją, do której całkiem niedawno (bo aż WCZORAJ) zmusiła mnie rozmowa z kobietą. Bardzo bliską memu sercu, choć w rzeczywistości ciągle gustuję jeszcze w facetach. Jest we mnie COŚ takiego, przez co długotrwała i intensywna przyjaźń z kobietą nie wchodzi w grę. Ot, jest po prostu nieosiągalna. Może jestem zbyt głupia, zbyt wredna, zbyt szczera, mam krzywe zęby i głupio się śmieję. Wbrew pozorom jednak nie będzie to wpis o użalaniu się nad sobą. Zawsze marzyłam o takiej przyjaźni rodem z książkowych powieści obyczajowych. Lub, jeśli ktoś woli, z głupkowatych seriali. Żeby razem chodzić na zakupy, razem gotować, razem obgadywać tych samych ludzi, dzwonić do siebie o 3 nad ranem z jakąś mało ważną wiadomością, która wtedy i tylko wtedy wydawała się niemalże decydować o losach Wszechświata, żeby trzymać sobie nawzajem włosy przy rzyganiu. Moje marzenia się spełniły, jasne. Szkoda tylko, że moja Miranda, Samant